- Cilck!
- O! Witaj Epson! Coś się stało?
- Mam do podjęcia trudną decyzję. Muszę zrezygnować z biegania i zająć się inną dyscypliną, tylko czym?
- Idź za głosem serca...
- Serce mi mówi ,,Biegnij!" i to właśnie jest problem, bo nie umiem się zatrzymać.
- Poćwicz.
- Ale co?
- Zatrzymania. Na pełnej prędkości biegnij prosto na płot i spróbuj się zatrzymać. Nie skręcaj, jeśli się nie zatrzymasz płot zrobi to za ciebie. W końcu się przyzwyczaisz do tego, że musisz się zatrzymać. Ale jeżeli tego nie zrobisz, to ludzie się tym zajmą, a w tedy to wędzidło będzie cię karało.
- Spróbuję. Idziesz ze mną?
- Jasne!
Poszłyśmy na brzeg pastwiska. Z jednej strony odgradzał mnie płot, z drugiej konie, na ostatniej kępce świeżej trawy. Stanęłam w samym rogu i Cilck dała mi znak do biegu. Przez chwilę biegła obok mnie, ale później została z tyłu. Przyspieszyłam. Na szczęście płot był całkiem długi, więc miałam okazję nabrać niezłą prędkość. Koniec zaczął się zbliżać. 100 m, 70 m, 40 m, 10 m.
- Stój Epson! - wrzeszczała Cilck
Za późno! Uderzyłam w płot. Obudziłam się w białym, sterylnie czystym pomieszczeniu. No tak, klinika. Zobaczyłam oczy Tiffany za oknem w drzwiach. Gdy zobaczyła że się poruszyłam zaczęła skakać z radości i zawołała weterynarza. Oboje weszli na salę. Chciałam wstać, by zrobić im trochę miejsca, ale nie mogłam. Nie czułam nóg. Czy one jeszcze tam są? Spojrzałam powoli w stronę miejsca, gdzie zawsze miałam nogi. Ufff... Są na swoim miejscu.. Ale owinięte czymś bardzo twardym..
- Epsonku, skarbie zostaw to.. To pomoże ci wyzdrowieć..
Ale jak to? To niewygodne! I noga mnie swędzi!! Pomocy!
- Za kilka dni, o ile jej stan się poprawi będzie mogła wrócić do domu i stopniowo odnowić treningi. Z początku tylko kilkuminutowe. Aha! I nie wypuszczajcie jej na pastwisko. Niech dostanie skoszonej trawy do boksu. Na pastwisku znów mogłaby powtórzyć niebezpieczną próbę.
- Konie to rozumne zwierzęta...
- Dlaczego pani tak uważa?
- Musiała usłyszeć o swojej dolegliwości. Cierpi na chorobę genetyczną. Po szybkim biegu nie umie się zatrzymać, ale to nie jej wina, to wina jej nóg. Mózg nie przyjmuje do wiadomości ,,Stop!", on każe biec dalej.
- Myśli pani że próbowała coś na to poradzić w ten sposób?
- Tak... Oj Epson, nie rób mi tak więcej, dobrze?
Zarżałam ochoczo. Oboje się uśmiechnęli i odeszli o czymś rozmawiając, a ja położyłam się na ziemi i znów zapadłam w sen. Śniła mi się stajnia. Moja stajnia. I wszystko co się wydarzyło na nowo się powtórzyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz