20 listopada 2013

Od Guns N' Roses - C.D. Luny

- Co się tu dzieje Luna? Gdzie Kaen?
- Powiedział żebyśmy się nie martwili...
- Ale zabrał go ktoś... Jejku jak dobrze że z moją Lil wszystko ok.
- Lili jest na pewno bezpieczna w stajni, zobaczymy kiedy wróci Kaen.
- Jeśli wróci.
- Bądźmy dobrej myśli.
- Trudno być dobrej myśli skoro dzieją się takie rzeczy...
Szczerze byłam bardzo zdziwiona, gdzie jest Kaena? Co to za nowy koń? Dlaczego zabrali Kaena? Tyle myśli przechodziło mi przez głowę...
- Dzięki Luna za wiadomości... Mimo że nie znałam dobrze Kaena ani jego matki martwię się o nich. Jesteśmy jednym stadem!
- Masz rację... Może inne konie coś wiedzą?

<napisze ktoś dalej?>

13 listopada 2013

Od Luny - C.D. Mohlyew II i Kaeny

Nagle drzwi stajni gwałtownie się otworzyły. To był Kaen! Zdezorientowana Ann szybko wskoczyła do jednego z boksów, żeby nie zostać stratowaną przez konia. Skorzystałam z chwili jej nie uwagi i wybiegłam za nim ze stajni. Pobiegliśmy razem do lasu. Po wyczerpującym biegu w końcu stanęliśmy.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam.
- Luna, nic nie mów. Porozmawiamy, jak wrócę.
- Jak to, jak wrócisz? Gdzie ty się wybierasz?
- Nie mogę się teraz pokazać w stajni. Nie chcę też, żebyś narobiła sobie kłopotów. Wracaj, zobaczymy się potem.
- Dobrze, ale wracaj szybko.
Odwróciłam się i ruszyłam w drogę powrotną.
- Powiedz wszystkim, żeby się nie martwili! - usłyszałam głos Kaena, gdzieś daleko za sobą.
Stanęłam dyskretnie za stajnią. Zobaczyłam, jak Tiffany i Annie rozmawiają. Wyglądały na bardzo przejęte. Na padoku nie było już żadnych koni. Poszłam na tył stajni i po cichu wślizgnęłam się do środka. Od razu zaczęły się pytania. Powiedziałam wszystkim, że Kaen jest cały i zdrowy.

<Ktoś odpowie?>

12 listopada 2013

Od Kaeny

Zamknęli mnie w stajni dla roczniaków i zamknęli wrota. Nic nie słyszałam... Po kilku godzinach do stajni wszedł mocnej budowy koń. Młody, bardzo..
- Cześć! Jestem Kaena!
- Ty pewnie jesteś samicą alfa tego stada tak?
- Nie jestem kuzynką klaczy alfa i jej rodzeństwa.
- Yyy.. Wybacz jestem Epson Oaks. Tegoroczna zwyciężczyni wyścigów konnych na torze w Służewcu.
- Gratulacje! Co cię do nas sprowadza?
- Jedni twierdzą że jestem agresywna i dżokeje niechętnie mnie dosiadają, ale ja po prostu nie znoszę batów! Zwłaszcza jak na ostatnim odcinku obijają mi łopatki! Jakby mi dali luźniejsze wodze i wyrzucili tego bata to zaczęłabym dorównywać wynikom Ruffian! To moja prapraprababka. Ale moja matka jako że też posiada jej geny pojechała na Kentucky! Mój ojciec z kolei spokrewniony jest z Secretariatem więc geny mam dobre, ale jak ja nie znoszę batów!!!
- Zobaczymy co da się zrobić.. Trenerem koni wyścigowych u nas jest sam Frank Whithley, który trenował Ruffian, poradzi sobie i z tobą.. Ale dalej nie rozumiem dlaczego jestem w stajni, do której przyprowadzono ciebie..
- Jak mnie wprowadzali to trzy konie luzem biegały po podwórzu przed stajnią wokół jakiejś przyczepy.. Jeden ogier i dwie klacze, usłyszałam że ogier to Kaen.. Ma podobne imię do twojego..
- Mój syn!
- Biegał z luźnym uwiązem..
- I co z nim teraz będzie? Wybacz ale muszę iść!
- Jak chcesz wyjść z boksu?
- Zobaczysz, ale nigdy tego nie rób!
- Dobra.
Zamachnęłam się łbem i otworzyłam bez trudu  drzwi boksu. Poleciałam do drzwi i z całej siły je kopnęłam. Chyba zrobiłam w nich dziury, ale teraz liczył się tylko mój syn..
- Kaen! Kaen! Synku!
Poczułam szarpnięcie. Jeden z trenerów wieszał mi się na szyi. Co on wyprawia? Słyszę Lunę!

<Luna?>

Od Mohylew II - C.D. Luny

- Mamo! Ona nie da rady mu pomóc!!!
- Teraz wszystko w naszych kopytach!
Bez zastanowienia rzuciłam się w stronę płotu i w ostatnim momencie skoczyłam, lekko zawadziłam o górną belkę przednim kopytem i zaczęło mnie strasznie boleć.
- Auć!
- Moh!
- Nic mi nie jest mamo. Dalej!
Kaen już wchodził po rampie do przyczepy, niby opornie, ale jednak chętnie. Pobiegłam jeszcze szybciej i w końcu dobiegłam do przyczepy. Tif zdziwiona widokiem dwóch klaczy biegających luzem tak ją przeraziła, że puściła Kaena i zaczęła nas uspokajać.
- Kaen! Uciekaj!
- Nie chcę.. Nie zależy mi...
Gwałtownie się zatrzymałam. Ja dla niego łamię dobre imię araba, a on mi taki numer odstawia! Co to to nie!
- Poświęcam swoją dumę dla ciebie. Więc łaskawie rusz dupsko i wiej!
Jakby go to ruszyło, jakby dotarło do niego co się dzieje. Ruszył w stronę stajni, ale nie stajni dla ogierów, ale do stajni dla klaczy. Wbiegł i tuż po chwili wybiegł drugą stroną, a za nim Luna!

<Luna?>

Od Luny - C.D. Mossy

Szłam sobie powoli przez padok, gdy nagle usłyszałam głos Mohylew:
- Lunaaa! Luna! - biegła szybko w moim kierunku.
- Co się stało? - zapytałam przejęta.
- Szybko! Kaen! Oni chcą go zabrać! On CHCE odejść!
- Jak to CHCE?!
- Nie wiem, on się załamał! Musimy mu pomóc! Chodź, ty go musisz przekonać! - odwróciła się i pobiegła z powrotem.
Bez wahania ruszyłam za nią. W mojej głowie kłębiło się milion myśli. Niby co ja miałam mu powiedzieć? Lubię go. Czy kocham? Nie wiem, pytanie czy on kocha? Przecież nieodwzajemniona miłość to nie miłość. W końcu dobiegłyśmy do bramy. Tiffany już trzymała Kaena na uwiązie, ale strasznie się z nim siłowała. Przed Tiffany próbował udawać, że nie chce iść. Ale w jego oczach było widać, że nie zależy mu czy tu zostanie czy go gdzieś zabiorą.
- Kaen! - krzyknęłam.
On nie odpowiedział. Spojrzał tylko na mnie, jakby chciał powiedzieć "Przepraszam.". Tiff wyprowadziła go już za bramę. Chciałam coś zrobić, ale kopyta jakby przyrosły mi do ziemi. W tej chwili poczułam na sobie dłoń Annie. Szybkim ruchem założyła mi kantar i zaprowadziła do stajni. Zanim weszłam do środka zdążyłam tylko rzucić okiem na padok. Mohylew i Mossy patrzyły się na mnie błagalnym wzrokiem, ale ja nie mogłam już nic zrobić...

<Mohylew? Mossy?>



8 listopada 2013

Od Mossy - C.D. Luny

Nie chciałam jej odpowiadać. Niech się troszkę pogłówkuje..
- Silver! Siiilveeer!
- Mossy! Tu jestem!
- O! Sorki... Słuchaj musimy pomóc Lunie.. Jest samotna. Brakuje jej rodziny.
- I co my mamy zrobić? Nie bardzo rozumiem Mossy..
- Ehh... Nieważne..
Poszłam nieco rozczarowana w głąb pastwiska, gdzie niedawno widziałam Mohylew, moją córcię.
- Mosiu..
- Tak mamo?
- Pomożesz mi?
- W czym?
- Luna jest osamotniona..
- Ochh.. Ależ mi jej szkoda... Co mogę dla niej zrobić?
- Potrzebuje rodziny..
- Mam zostać jej rodziną?
- Nie do końca... Zostań jej najlepszą przyjaciółką. Może uda ci się ją ustawić z Kaenem na randkę..
- Tak.. Widać jak na nią patrzy.. Mam jednak wrażenie że się zawiódł i nie bardzo ona go obchodzi. Stał się narowisty, jeśli chodzi o wychodzenie ze stajni. Podobno mają wysłać go do tresera, bo nikt ze stajni sobie z nim nie radzi..
- Biedak.. U tresera jest jak w psychiatryku...
- Tiffany jak na razie nie chce się zgodzić, ale wszyscy ją przekonują...
- Oby się nie zgodziła... Czekaj, a to nie ona.. Jakoś dziwnie wygląda..
Tiff zamiast wyglądać ładnie i profesjonalnie, była ubrana w luźny dres i brudną koszulkę...
- Co się z nią stało?
- Nie mam pojęcia!
Tiff weszła na pastwisko szybkim krokiem. Teraz zauważyłam że za plecami trzyma uwiąz!
- O nie! Kaen!
 Ruszyłam jak najszybszym galopem w stronę Kaena.
- Kaen!
- Co?
- Tiffany chce cię zabrać do tresera! Idzie z uwiązem!
- I tak mi wszystko jedno Mossy.. Luna mnie nie chce..
- Ona jest samotna. Potrzebuje ciebie! A tymczasem ty chcesz ją zostawić?!
- Może! Daj mi spokój Mossy. Ty masz udane życie! Rodzinę! A ja mam tylko matkę!
- Kochającą matkę!
Kaen prychnął i poszedł sobie. Co za głupek.. Ja chcę mu tylko pomóc! Wróciłam do córki, która patrzyła szeroko otwartymi oczami na to jak Kaen udaje nerwusa, a w rzeczywistości chce opuścić Champion Horse.. To był smutny widok.. Gdy znów spojrzałam na córkę, a właściwie tam gdzie jeszcze przed chwilą była.. Zniknęła... Usłyszałam jej głos i głos Luny.. Co ona robi?

<Luna?>