Nagle drzwi stajni gwałtownie się otworzyły. To był Kaen!
Zdezorientowana Ann szybko wskoczyła do jednego z boksów, żeby nie
zostać stratowaną przez konia. Skorzystałam z chwili jej nie uwagi i
wybiegłam za nim ze stajni. Pobiegliśmy razem do lasu. Po wyczerpującym
biegu w końcu stanęliśmy.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam.
- Luna, nic nie mów. Porozmawiamy, jak wrócę.
- Jak to, jak wrócisz? Gdzie ty się wybierasz?
- Nie mogę się teraz pokazać w stajni. Nie chcę też, żebyś narobiła sobie kłopotów. Wracaj, zobaczymy się potem.
- Dobrze, ale wracaj szybko.
Odwróciłam się i ruszyłam w drogę powrotną.
- Powiedz wszystkim, żeby się nie martwili! - usłyszałam głos Kaena, gdzieś daleko za sobą.
Stanęłam dyskretnie za stajnią. Zobaczyłam, jak Tiffany i Annie
rozmawiają. Wyglądały na bardzo przejęte. Na padoku nie było już żadnych
koni. Poszłam na tył stajni i po cichu wślizgnęłam się do środka. Od
razu zaczęły się pytania. Powiedziałam wszystkim, że Kaen jest cały i
zdrowy.
<Ktoś odpowie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz