- Wiesz skarbie, pogadamy później. Idę do Dorita i Evo. Załamali się po utracie ojca.
- W porządku.
Pogalopowałem w stronę Evolett.
- Cześć, mała. Co u ciebie.
- Wiesz wujku.. To okropne. Mój tata był sławny i na pewno go znajdą. Takiego konia jak on nie da się sprzedać bez szelestu i mediów. No i pokazy. Jeśli się tam pojawi to Tiffany go odnajdzie i zabierze. Ale jeżeli minie rok i jeden dzień...
- To koniec będzie.
- Tak. Muszę ci coś powiedzieć...
- Co?
- Nikomu jeszcze nie mówiłam. Jestem w ciąży.
- Co?! Arrow jeszcze nie wie?
- Nie..
- Musisz mu to powiedzieć!
- No dobra...
<Evolett?>
30 czerwca 2013
Od guns N' Roses
To straszne! Co tu się dzieje!
Niemożliwe, Primanuss zniknął! Musze się uspokoić. Zaraz gdzie jest
Lili? Lil! Lil! Gdzie jesteś?
-Tu mamo spokojnie, jestem już dorosła!
-Zapomniałabym! Pilnuj się kochanie, zaraz znów jakiś koń może zostać porwany! Przykro mi. -Dobrze mamo. Pamiętaj, jestem dorosła, umiem o siebie zadbać. -No dobrze... Idę szukać twojego taty skarbie. -Idź mamo, a ja tu zostanę. Hmm gdzie on może być.. Zaraz, zaraz co to za nowa klacz?! -Eee cześć, jestem Kayenne. -Witaj. Ja nazywam się Guns 'N Roses. -Miło Cię poznać, czy ta piękna kara arabka to twoja córka? -Taak. Widziałaś może mojego partnera? Parnasussa? -Wieesz nie poznałam jeszcze wszystkich koni, jakiej jest maści? -Jest ciemnej maści, z białymi skarpetkami na dwóch nogach, posiada lekko rudawą grzywę. -Takiego ogera nie sposób zapomnieć! Tak widziałam, pasie się na drugim koncu pastwiska! -Jejku dziękuję. Czuj się tutaj jak u siebie w domu! Ja idę. -Cześć! Pogalopowałam do Parnasussa. -O tu jestes kochanie! -Tak, jestem zły na tych ludzi. Żeby zabrać mojego brata! Trzeba mieć niezły tupet... -Taak, niestety. To wielka strata! -Dobrze nie rozmawiajmy o tym... Nasza córka już dorosła! -To prawda, jaka ona duża... <Parnassus, dokończysz?> |
27 czerwca 2013
Stracony
Primanuss Quatar, mąż Mohylew, ojciec Evolett, El Dorito i Mossy, brat Parnasussa, teść Arrow'a oraz Guns N' Roses. Champion Horse straciło tego ogiera, jednak na zawsze pozostanie w sercach naszych koni oraz naszych. Poważnie raniony i uprowadzony. Żegnaj mój malutki! Niebawem odbędzie się pogrzeb.
Od El Dorito - C.D. Kayenne
Kilka godzin stałem nad Kayenne. W końcu otworzyła oczy i wszystkie konie musiały wyjść ze stajni i klacz została sama z Tiffany u weterynarzem. Martwiłem się bardzo, bo ona mi się spodobała. Tacie chyba nic się nie stało, ale nogę miał złamaną i przez kilka dni miał zostać u weterynarza. Nagle Tiffany wyszła i rozmawiała przyciszonym głosem z weterynarzem. Wyglądała na bardzo zmartwioną. Wszedłem do stajni i Kayenne leżała bardzo osłabiona. Próbowała wstać, ale nie miała siły. Wtem usłyszałem krzyk:
- Nie! Ona będzie żyć! Nie dam jej uśpić! Nie!
To wyraźnie była Tiffany. Chcą uśpić Kayenne? Nie! Nie pozwolę na to!
- Dorito. Mam dziwne przeczucie że z tamtym ogierem jest coś nie tak.
- Z tatą?
- To twój tata?
- Tak. Primanuss Quatar.
- W każdym razie coś jest źle.
- Sprawdzę.
- Jak?
- Zaufaj mi.
Pobiegłem na skróty przez las i bagna w stronę miasteczka. Znalazłem klinikę i zauważyłem że Kayenne miała rację. Mimo że tata miał złamaną nogę, to siłą próbowali wprowadzić go do przyczepy. Ruszyłem galopem i po chwili cwałem. Wbiegłem w jednego z ludzi i poważnie go poturbowałem. Inny zarzucił mi pętlę na szyję i przydusił lekko. Tata stał już w przyczepie i noga zaczęła go boleć jeszcze mocniej. Mnie też wprowadzili.
- Tato!
- Dorito? Co ty tu robisz?!
- Uratuję cię.
- Dam sobie radę.
- Twoja noga..
- To nieważne.
- Wywiozą cię za granicę i sprzedadzą!
- NAS. Teraz już NAS.
- Tato! Musimy się stąd wydostać.
- Tak. Tylko jak?
- Mam pomysł. Rób to co ja.
Zacząłem głośno rżeć, parskać, prychać i kopać. Tata naśladował mnie. W końcu zatrzymali się, a ja z tatą na znak wykopaliśmy zamknięcie przyczepy. Wybiegłem, a tata powoli kuśtykając za mną.
- Tato, idź. Ja ich zatrzymam!
Tata bez słowa poszedł, a ja zatrzymywałem drani. Próbowali mnie złapać, ale ja byłem szybszy. Gdy tata był wystarczająco daleko puściłem się galopem w jego stronę. Usłyszałem strzał i tata upadł.
- Tato! Nie!
Ogarnęła mnie wściekłość! Rzuciłem się jak byk na mężczyzn i taranowałem każdego po kolei. Poczułem ukłucie, a później już nic. Gdy otworzyłem oczy stała nade mną Kayenne, Tiffany i jakiś pies.
- Co wy tu robicie.
- Niczym się nie martw.
- A tata?
- Nie ma go. Zabrali go. Najprawdopodobniej są już za granicą, ale policja ich szuka.
- Z czego do niego strzelili?
- Strzałka usypiająca, ty też dostałeś.
Wstałem cały trzęsąc się i powoli ruszyłem w stronę granicy. Przeszedłem kilka metrów i upadłem. Brakowało mi sił. Usłyszałam klakson. To mąż Tiffany przyjechał koniowozem żeby mnie zabrać. Wsiadłem niechętnie, a za mną Kayenne.
- Są dla niego jakieś szanse, Kayenne?
- Dla kogo?
- Dla mojego taty...
- Przykro mi, ale to może być koniec....
- Nie!
- Dorito.
Gdy dojechaliśmy na miejsce byłem pełen sił, jednak przygnębiony stratą taty.
- Nie! Ona będzie żyć! Nie dam jej uśpić! Nie!
To wyraźnie była Tiffany. Chcą uśpić Kayenne? Nie! Nie pozwolę na to!
- Dorito. Mam dziwne przeczucie że z tamtym ogierem jest coś nie tak.
- Z tatą?
- To twój tata?
- Tak. Primanuss Quatar.
- W każdym razie coś jest źle.
- Sprawdzę.
- Jak?
- Zaufaj mi.
Pobiegłem na skróty przez las i bagna w stronę miasteczka. Znalazłem klinikę i zauważyłem że Kayenne miała rację. Mimo że tata miał złamaną nogę, to siłą próbowali wprowadzić go do przyczepy. Ruszyłem galopem i po chwili cwałem. Wbiegłem w jednego z ludzi i poważnie go poturbowałem. Inny zarzucił mi pętlę na szyję i przydusił lekko. Tata stał już w przyczepie i noga zaczęła go boleć jeszcze mocniej. Mnie też wprowadzili.
- Tato!
- Dorito? Co ty tu robisz?!
- Uratuję cię.
- Dam sobie radę.
- Twoja noga..
- To nieważne.
- Wywiozą cię za granicę i sprzedadzą!
- NAS. Teraz już NAS.
- Tato! Musimy się stąd wydostać.
- Tak. Tylko jak?
- Mam pomysł. Rób to co ja.
Zacząłem głośno rżeć, parskać, prychać i kopać. Tata naśladował mnie. W końcu zatrzymali się, a ja z tatą na znak wykopaliśmy zamknięcie przyczepy. Wybiegłem, a tata powoli kuśtykając za mną.
- Tato, idź. Ja ich zatrzymam!
Tata bez słowa poszedł, a ja zatrzymywałem drani. Próbowali mnie złapać, ale ja byłem szybszy. Gdy tata był wystarczająco daleko puściłem się galopem w jego stronę. Usłyszałem strzał i tata upadł.
- Tato! Nie!
Ogarnęła mnie wściekłość! Rzuciłem się jak byk na mężczyzn i taranowałem każdego po kolei. Poczułem ukłucie, a później już nic. Gdy otworzyłem oczy stała nade mną Kayenne, Tiffany i jakiś pies.
- Co wy tu robicie.
- Niczym się nie martw.
- A tata?
- Nie ma go. Zabrali go. Najprawdopodobniej są już za granicą, ale policja ich szuka.
- Z czego do niego strzelili?
- Strzałka usypiająca, ty też dostałeś.
Wstałem cały trzęsąc się i powoli ruszyłem w stronę granicy. Przeszedłem kilka metrów i upadłem. Brakowało mi sił. Usłyszałam klakson. To mąż Tiffany przyjechał koniowozem żeby mnie zabrać. Wsiadłem niechętnie, a za mną Kayenne.
- Są dla niego jakieś szanse, Kayenne?
- Dla kogo?
- Dla mojego taty...
- Przykro mi, ale to może być koniec....
- Nie!
- Dorito.
Gdy dojechaliśmy na miejsce byłem pełen sił, jednak przygnębiony stratą taty.
25 czerwca 2013
Od Evolett - C.D. Arrow'a
Poszliśmy całą rodziną w okolice lasu. Tiffany była zajęta Kayenną i Primanussem, coś stało się z jego nogą. Nad jeziorem spędziliśmy kilka wspaniałych godzin. Maluchy ganiały się w najlepsze i po chwili dołączyli do nas Guns i Parnasuss z małą, która chętnia bawiła się z Emirą i Erwą. Byłam taka dumna z moich dzieci!
- Arrow, kiedy dadzą ci trochę luzu?
- Nie wiem...
- Nasze klacze trzeba wiele teraz uczyć, niedługo będą dorosłe...
- Tak, to prawda. Są już takie duże. Lilliene też.
- Lilliene to akurat nie nasz problem, my mamy dwa inne.
- Trzeba zacząć je wszystkiego uczyć, zanim ludzie nas wyprzedzą.
- Prawda. To co robimy?
<Arrow?>
- Arrow, kiedy dadzą ci trochę luzu?
- Nie wiem...
- Nasze klacze trzeba wiele teraz uczyć, niedługo będą dorosłe...
- Tak, to prawda. Są już takie duże. Lilliene też.
- Lilliene to akurat nie nasz problem, my mamy dwa inne.
- Trzeba zacząć je wszystkiego uczyć, zanim ludzie nas wyprzedzą.
- Prawda. To co robimy?
<Arrow?>
Od Arrow'a - C.D. Evolett
-Witaj skarbie- podszedłem do niej. W oddali zobaczyłem Emirę i Erwę
biegające w najlepsze.- Przepraszam, że nie miałem zbyt wiele czasu by
pomagać ci z córkami. Właściciele w ostatnim czasie zbyt mocno naciskali
na treningi... Wiem, wiem nie powinienem mieć wymówki, ale...
-Nic się nie stało. Moja mama mi pomaga.
-Zmienię się, naprawdę.
Evolett obdarzyła mnie czułym uśmiechem, co po chwili odwzajemniłem. Nagle nasze dwie, niezwykłej urody i osobowości córki przygalopowały do nas harmonijnym krokiem.
-Witajcie szkraby- zaśmiałem się.
-Cześć tato!- wykrzyczały obie na raz.
-Co dzisiaj robiłyście?- spytałem.
-Ścigałyśmy się! I ja wygrałam!- pochwaliła się Erwa.
-No i co z tego. Wszyscy wiemy, że ja chodzę z większą gracją niż ty- Emira nie dawała za wygraną i przyjęła dumną pozę.
-No już, no już- zaśmiała się Evolett.- Chodźmy na spacer- powiedziała i ruszyliśmy całą rodziną przed siebie.
<Evo, zechcesz dokończyć?>
-Nic się nie stało. Moja mama mi pomaga.
-Zmienię się, naprawdę.
Evolett obdarzyła mnie czułym uśmiechem, co po chwili odwzajemniłem. Nagle nasze dwie, niezwykłej urody i osobowości córki przygalopowały do nas harmonijnym krokiem.
-Witajcie szkraby- zaśmiałem się.
-Cześć tato!- wykrzyczały obie na raz.
-Co dzisiaj robiłyście?- spytałem.
-Ścigałyśmy się! I ja wygrałam!- pochwaliła się Erwa.
-No i co z tego. Wszyscy wiemy, że ja chodzę z większą gracją niż ty- Emira nie dawała za wygraną i przyjęła dumną pozę.
-No już, no już- zaśmiała się Evolett.- Chodźmy na spacer- powiedziała i ruszyliśmy całą rodziną przed siebie.
<Evo, zechcesz dokończyć?>
Od Kayenne
Tuż po przyjeździe wybiegłam z przyczepy. Biegałam, wierzgałam i stawałam dęba. Próbowali mnie siłą złapać i zmusić do wejścia do boksu. Ja się nie dałam. Po chwili łagodny, lecz stanowczy kobiecy głos powiedział:
- Zostawcie ją!
Mężczyźni odsunęli się, a ja na trochę się uspokoiłam. Kobieta podeszła do mnie i przestraszyłam się.
- No chodź malutka... To twój nowy dom...
Nie miałam zamiaru nigdzie się ruszyć. Zamyśliłam się na chwilę i gdy się ocknęłam miałam na głowie kantar i kobieta najspokojniej w świecie prowadziła mnie do stajni. Postanowiłam jej się nie wyrwać, ale żeby utrzymać swoje miano dzikuski zarżałam głośno i zatrzymałam się żeby pokazać kto tu rządzi. Kobieta spokojnie i cierpliwie czekała by zabrać mnie dalej. W końcu odpuściłam i nieco zdenerwowana poszłam za nią. Mężczyźni rozeszli się po całej stadninie i zostałam sama z kobietą.
- Mam na imię Tiffany, a ty?
W odpowiedzi zarżałam cicho chcąc powiedzieć jej jak ma na imię.
- A więc jesteś Kayenne?
Zatkało mnie. Czy ona mnie rozumie?
- Śliczna z ciebie klacz. Dlaczego jesteś taka dzika?
Chciałabym jej odpowiedzieć, ale wiedziałam że i tak mnie nie zrozumie. Tiffany całą noc spędziła obok mnie. Rano wyprowadziła mnie na pastwisko i zauważyłam na maneżu klacz. Później przyszła na pastwisko.
- Cześć, jestem Evolett. A ty?
- Kayenne. Miło mi cię poznać.
- Mi ciebie również. Jesteś nowa?
- Tak przyjechałam wczoraj.
- Acha... Słuchaj ja muszę lecieć pilnować moich maluchów. Pa!
- Pa!
Stałam koło płotu i spokojnie skubałam trawę. To moje miejsce na ziemi! Jestem dobrze traktowana przez ludzi i już mam przyjaciółkę! Nigdy stąd nie pojadę. Nagle zauważyłam że jakiegoś koni siłą wpychają do przyczepy. Nie wyglądał na takiego co to ma w zwyczaju sprzeciwiać się człowiekowi, a jednak. Jakaś klacz, bardzo podobna do Evolett podbiegła do płotu i zaczęła głośno rżeć, później zatoczyła wąskie koło i... Przeskoczyła przez płot! To tu tak można? Zastanawiałam się i za chwilę sama wzięłam rozbieg i skoczyłam. Skaczę jak ostatnia pokraka, ale to mi się udało. Podbiegłam do siwej klaczy i spytałam:
- Gdzie go zabierają?
- Nie wiem... Nigdy się tak nie zachowuje. Coś jest nie tak...
- Jestem Kayenne. A ty?
- Mohylew.
- Jesteś podobna do Evolett.
- To moja córka.
- I wszystko wyjaśnione.
- Muszę mu pomóc!
- A ja pomogę ci.
I ruszyłyśmy galopem w stronę przyczepy. Gdy mężczyźnie mnie zobaczyli zaczęli uciekać, wyraźnie mnie znali. Poganiałam ich trochę i w końcu stanęłam obok przyczepy i wierzgałam by nie podchodzili. W tym czasie ogier z pomocą Mohylew wyszedł z przyczepy. Utykał. Coś stało się z jego nogą, wcześniej nie utykał.
- Kayenne, zatrzymaj ludzi a ja go ukryję. Zranili go.
- Dobrze.
Zaczęłam stawać dęba i wierzgać szłam obok Mohylew i pilnowałam by nikt się do nich nie zbliżył. Później oni poszli sami a ja dalej ganiałam mężczyzn. To całkiem fajna zabawa!
- Co wyście narobili?! - to była Tiffany
Mężczyźni zaczęli coś bełkotać i nic z tego nie zrozumiałam. Tiffany podeszła do mnie i szybko dałam jej się schwytać i pociągnęłam ją w stronę gdzie poszła Mohylew i ten ogier. Szybko zrozumiała o co mi chodzi i poszła za mną. Doprowadziłam ją do nich i od razu zauważyła że coś jest nie tak z nogą. Obejrzała i zdała sobie sprawę kim byli tamci ludzie. Szybko pobiegła z powrotem, a ja za nią. Zatrzymała odjeżdżającą furgonetkę i jeden mężczyzna wycelował w nią broń, w której były jakieś strzałki. Nie mogłam dopuścić by stała jej się krzywda i wybiegłam przed nią i właśnie w tym momencie facet wystrzelił strzałkę, która trafiła we mnie. Widziałam rozmazany obraz, a potem już nic.
<Ktokolwiek?>
- Zostawcie ją!
Mężczyźni odsunęli się, a ja na trochę się uspokoiłam. Kobieta podeszła do mnie i przestraszyłam się.
- No chodź malutka... To twój nowy dom...
Nie miałam zamiaru nigdzie się ruszyć. Zamyśliłam się na chwilę i gdy się ocknęłam miałam na głowie kantar i kobieta najspokojniej w świecie prowadziła mnie do stajni. Postanowiłam jej się nie wyrwać, ale żeby utrzymać swoje miano dzikuski zarżałam głośno i zatrzymałam się żeby pokazać kto tu rządzi. Kobieta spokojnie i cierpliwie czekała by zabrać mnie dalej. W końcu odpuściłam i nieco zdenerwowana poszłam za nią. Mężczyźni rozeszli się po całej stadninie i zostałam sama z kobietą.
- Mam na imię Tiffany, a ty?
W odpowiedzi zarżałam cicho chcąc powiedzieć jej jak ma na imię.
- A więc jesteś Kayenne?
Zatkało mnie. Czy ona mnie rozumie?
- Śliczna z ciebie klacz. Dlaczego jesteś taka dzika?
Chciałabym jej odpowiedzieć, ale wiedziałam że i tak mnie nie zrozumie. Tiffany całą noc spędziła obok mnie. Rano wyprowadziła mnie na pastwisko i zauważyłam na maneżu klacz. Później przyszła na pastwisko.
- Cześć, jestem Evolett. A ty?
- Kayenne. Miło mi cię poznać.
- Mi ciebie również. Jesteś nowa?
- Tak przyjechałam wczoraj.
- Acha... Słuchaj ja muszę lecieć pilnować moich maluchów. Pa!
- Pa!
Stałam koło płotu i spokojnie skubałam trawę. To moje miejsce na ziemi! Jestem dobrze traktowana przez ludzi i już mam przyjaciółkę! Nigdy stąd nie pojadę. Nagle zauważyłam że jakiegoś koni siłą wpychają do przyczepy. Nie wyglądał na takiego co to ma w zwyczaju sprzeciwiać się człowiekowi, a jednak. Jakaś klacz, bardzo podobna do Evolett podbiegła do płotu i zaczęła głośno rżeć, później zatoczyła wąskie koło i... Przeskoczyła przez płot! To tu tak można? Zastanawiałam się i za chwilę sama wzięłam rozbieg i skoczyłam. Skaczę jak ostatnia pokraka, ale to mi się udało. Podbiegłam do siwej klaczy i spytałam:
- Gdzie go zabierają?
- Nie wiem... Nigdy się tak nie zachowuje. Coś jest nie tak...
- Jestem Kayenne. A ty?
- Mohylew.
- Jesteś podobna do Evolett.
- To moja córka.
- I wszystko wyjaśnione.
- Muszę mu pomóc!
- A ja pomogę ci.
I ruszyłyśmy galopem w stronę przyczepy. Gdy mężczyźnie mnie zobaczyli zaczęli uciekać, wyraźnie mnie znali. Poganiałam ich trochę i w końcu stanęłam obok przyczepy i wierzgałam by nie podchodzili. W tym czasie ogier z pomocą Mohylew wyszedł z przyczepy. Utykał. Coś stało się z jego nogą, wcześniej nie utykał.
- Kayenne, zatrzymaj ludzi a ja go ukryję. Zranili go.
- Dobrze.
Zaczęłam stawać dęba i wierzgać szłam obok Mohylew i pilnowałam by nikt się do nich nie zbliżył. Później oni poszli sami a ja dalej ganiałam mężczyzn. To całkiem fajna zabawa!
- Co wyście narobili?! - to była Tiffany
Mężczyźni zaczęli coś bełkotać i nic z tego nie zrozumiałam. Tiffany podeszła do mnie i szybko dałam jej się schwytać i pociągnęłam ją w stronę gdzie poszła Mohylew i ten ogier. Szybko zrozumiała o co mi chodzi i poszła za mną. Doprowadziłam ją do nich i od razu zauważyła że coś jest nie tak z nogą. Obejrzała i zdała sobie sprawę kim byli tamci ludzie. Szybko pobiegła z powrotem, a ja za nią. Zatrzymała odjeżdżającą furgonetkę i jeden mężczyzna wycelował w nią broń, w której były jakieś strzałki. Nie mogłam dopuścić by stała jej się krzywda i wybiegłam przed nią i właśnie w tym momencie facet wystrzelił strzałkę, która trafiła we mnie. Widziałam rozmazany obraz, a potem już nic.
<Ktokolwiek?>
8 czerwca 2013
Od Evolett - C.D. Guns N' Roses
- Dobrze. Bardzo mi pomaga w wychowaniu dziewczynek. O lepszym mężczyźnie nie można marzyć!
- Akurat!
- Nie wierzysz mi?
- Wiesz doskonale o co mi chodzi....
- Oj no wiem.... Lecę pouczyć trochę moje maluchy!
- Pa!
Pobiegłam do Emiry i Erwy.
- Cześć dziewczynki, jak tam?
- Super! Dzisiaj przenosimy się do własnych boksów! - wyrwała się Emira
- Właśnie! - przytaknęła Erwa
- Idę poszukać waszego taty, a wy się bawcie dalej.
Klaczki pobiegły kawałek i zaczęły nawzajem się ganiać. Chwilę na nie popatrzyłam, a później poszłam szukać Arrow'a. Stał sobie w samym rogu pastwiska i skubał trawę.
- Cześć Arrow!
<Arrow?>
- Akurat!
- Nie wierzysz mi?
- Wiesz doskonale o co mi chodzi....
- Oj no wiem.... Lecę pouczyć trochę moje maluchy!
- Pa!
Pobiegłam do Emiry i Erwy.
- Cześć dziewczynki, jak tam?
- Super! Dzisiaj przenosimy się do własnych boksów! - wyrwała się Emira
- Właśnie! - przytaknęła Erwa
- Idę poszukać waszego taty, a wy się bawcie dalej.
Klaczki pobiegły kawałek i zaczęły nawzajem się ganiać. Chwilę na nie popatrzyłam, a później poszłam szukać Arrow'a. Stał sobie w samym rogu pastwiska i skubał trawę.
- Cześć Arrow!
<Arrow?>
Od Guns N' Roses
Moja córeczka jest już coraz większą, wszędzie jej pełno. Lubi dokazywać
z innymi źrebaczkami na pastwisku. Ja z Parnasussem jesteśmy z niej
dumni. Szybko się uczy, jest przyjacielska. Nina już dawno pojechała,
jej też podobała się Lilienne. Gdy tak spokojnie skubałam trawę na
pastwisku podeszła do mnie Evolett.
-Cześć Evo!
-Cześć Roses!
-Jak tam twoje źrebaki?
-Mają się bardzo dobrze, widzę że twoje też.
-Owszem! Zobacz jak dokazuje z twoimi córkami..
-Och słodkie maluchy...
-A jak Ci się układa z Arrowem droga przyjaciółko?
<Evo, dokończysz?>
-Cześć Evo!
-Cześć Roses!
-Jak tam twoje źrebaki?
-Mają się bardzo dobrze, widzę że twoje też.
-Owszem! Zobacz jak dokazuje z twoimi córkami..
-Och słodkie maluchy...
-A jak Ci się układa z Arrowem droga przyjaciółko?
<Evo, dokończysz?>
2 czerwca 2013
Od Guns N' Roses - C.D. Parnasussa
-Spędźmy go razem! Moja właścicielka zajmie się Lil.
Zobaczyłam piękny wodospad...
-Jesteśmy Rose.. Chyba Ci się podoba?
-Taaak! Jest cudnie... Kocham Cię Parnasuss..
-Ja Ciebie też. Pościgajmy się między drzewami, jak źrebaki.
-Hahaha. No dobrzee. Gonisz!
Biegaliśmy tak beztrosko kilka godzin.
-Jestem zmęczona.. Napijmy się wody.
-Okej. Ciekawe co tam u małej.
-Biegnijmy do stajni! Tym razem to ja wygram!
-Dobre Sobie. Biegnij kochanie.
Dotarliśmy do stajni. Lilienne nawet się nie podniosła.
-Co się stało? Lili!
-Maamo... Boli mnie brzuch...
-Może to kolka? Ojj jest źle. Zawołajmy Tiffany.
Była to kolka, na szczęście niezbyt poważna. Tiffany rozstępowała Lil, pożegnałam się z Parnasussem i ruszyliśmy do boksów.
Ach to był dzień pełen wrażeń-usnęłam z takim przekonaniem.
Zobaczyłam piękny wodospad...
-Jesteśmy Rose.. Chyba Ci się podoba?
-Taaak! Jest cudnie... Kocham Cię Parnasuss..
-Ja Ciebie też. Pościgajmy się między drzewami, jak źrebaki.
-Hahaha. No dobrzee. Gonisz!
Biegaliśmy tak beztrosko kilka godzin.
-Jestem zmęczona.. Napijmy się wody.
-Okej. Ciekawe co tam u małej.
-Biegnijmy do stajni! Tym razem to ja wygram!
-Dobre Sobie. Biegnij kochanie.
Dotarliśmy do stajni. Lilienne nawet się nie podniosła.
-Co się stało? Lili!
-Maamo... Boli mnie brzuch...
-Może to kolka? Ojj jest źle. Zawołajmy Tiffany.
Była to kolka, na szczęście niezbyt poważna. Tiffany rozstępowała Lil, pożegnałam się z Parnasussem i ruszyliśmy do boksów.
Ach to był dzień pełen wrażeń-usnęłam z takim przekonaniem.
1 czerwca 2013
Od Parnasussa - C.D. Guns N' Roses
- To niespodzianka.... Właściwie to sam do końca nie jestem pewien...
- Jak to?!
- Sam nie wiem gdzie pójdziemy czy pojedziemy. Za kilka dni będę zmuszony cię opuścić, gdyż jadę na mistrzostwa...
Guns nic nie odpowiedziała... Stała z głową lekko opuszczoną i ciężko było się domyślić czy jest raczej zła, zawiedziona czy smutna. Martwię się o nią...
- Rose, wrócę po dwóch dniach. Dasz sobie radę beze mnie, a ja muszę tam pojechać bo inaczej Tiffany nie da mi spokoju.
- Rozumiem... Będę tęsknić..
- Wyjeżdżam dopiero jutro. Mamy cały dzień dla siebie!
<Guns?>
- Jak to?!
- Sam nie wiem gdzie pójdziemy czy pojedziemy. Za kilka dni będę zmuszony cię opuścić, gdyż jadę na mistrzostwa...
Guns nic nie odpowiedziała... Stała z głową lekko opuszczoną i ciężko było się domyślić czy jest raczej zła, zawiedziona czy smutna. Martwię się o nią...
- Rose, wrócę po dwóch dniach. Dasz sobie radę beze mnie, a ja muszę tam pojechać bo inaczej Tiffany nie da mi spokoju.
- Rozumiem... Będę tęsknić..
- Wyjeżdżam dopiero jutro. Mamy cały dzień dla siebie!
<Guns?>
Od Guns N' Roses
Mała i ja jesteśmy nierozłączne, no ale dziś musimy sie rozstać na
trochę. Przyjechała moja właścicielka Nina. Ona zaopiekuje sie Lil. Ja z
Parnasussem będziemy mieli trochę czasu dla siebie.
-Mam wyrzuty sumienia Parnasuss....
-Dlaczego? Roses...
-Mam wrażenie że czujesz sie samotny od kąt pojawiła sie Lilienne.
-To nieprawda Guns... Kocham Cię, jesteś świetną mamą.
-Dziękuje Parnasuss. A tak w ogóle gdzie jedziemy?
<Parnasuss dokończysz?>
-Mam wyrzuty sumienia Parnasuss....
-Dlaczego? Roses...
-Mam wrażenie że czujesz sie samotny od kąt pojawiła sie Lilienne.
-To nieprawda Guns... Kocham Cię, jesteś świetną mamą.
-Dziękuje Parnasuss. A tak w ogóle gdzie jedziemy?
<Parnasuss dokończysz?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)