27 czerwca 2013

Od El Dorito - C.D. Kayenne

Kilka godzin stałem nad Kayenne. W końcu otworzyła oczy i wszystkie konie musiały wyjść ze stajni i klacz została sama z Tiffany u weterynarzem. Martwiłem się bardzo, bo ona mi się spodobała. Tacie chyba nic się nie stało, ale nogę miał złamaną i przez kilka dni miał zostać u weterynarza. Nagle Tiffany wyszła i rozmawiała przyciszonym głosem z weterynarzem. Wyglądała na bardzo zmartwioną. Wszedłem do stajni i Kayenne leżała bardzo osłabiona. Próbowała wstać, ale nie miała siły. Wtem usłyszałem krzyk:
- Nie! Ona będzie żyć! Nie dam jej uśpić! Nie!
To wyraźnie była Tiffany. Chcą uśpić Kayenne? Nie! Nie pozwolę na to!
- Dorito. Mam dziwne przeczucie że z tamtym ogierem jest coś nie tak.
- Z tatą?
- To twój tata?
- Tak. Primanuss Quatar.
- W każdym razie coś jest źle.
- Sprawdzę.
- Jak?
- Zaufaj mi.
Pobiegłem na skróty przez las i bagna w stronę miasteczka. Znalazłem klinikę i zauważyłem że Kayenne miała rację. Mimo że tata miał złamaną nogę, to siłą próbowali wprowadzić go do przyczepy. Ruszyłem galopem i po chwili cwałem. Wbiegłem w jednego z ludzi i poważnie go poturbowałem. Inny zarzucił mi pętlę na szyję i przydusił lekko. Tata stał już w przyczepie i noga zaczęła go boleć jeszcze mocniej. Mnie też wprowadzili.
- Tato!
- Dorito? Co ty tu robisz?!
- Uratuję cię.
- Dam sobie radę.
- Twoja noga..
- To nieważne.
- Wywiozą cię za granicę i sprzedadzą!
- NAS. Teraz już NAS.
- Tato! Musimy się stąd wydostać.
- Tak. Tylko jak?
- Mam pomysł. Rób to co ja.
Zacząłem głośno rżeć, parskać, prychać i kopać. Tata naśladował mnie. W końcu zatrzymali się, a ja z tatą na znak wykopaliśmy zamknięcie przyczepy. Wybiegłem, a tata powoli kuśtykając za mną.
- Tato, idź. Ja ich zatrzymam!
Tata bez słowa poszedł, a ja zatrzymywałem drani. Próbowali mnie złapać, ale ja byłem szybszy. Gdy tata był wystarczająco daleko puściłem się galopem w jego stronę. Usłyszałem strzał i tata upadł.
- Tato! Nie!
Ogarnęła mnie wściekłość! Rzuciłem się jak byk na mężczyzn i taranowałem każdego po kolei. Poczułem ukłucie, a później już nic. Gdy otworzyłem oczy stała nade mną Kayenne, Tiffany i jakiś pies.
- Co wy tu robicie.
- Niczym się nie martw.
- A tata?
- Nie ma go. Zabrali go. Najprawdopodobniej są już za granicą, ale policja ich szuka.
- Z czego do niego strzelili?
- Strzałka usypiająca, ty też dostałeś.
Wstałem cały trzęsąc się i powoli ruszyłem w stronę granicy. Przeszedłem kilka metrów i upadłem. Brakowało mi sił. Usłyszałam klakson. To mąż Tiffany przyjechał koniowozem żeby mnie zabrać. Wsiadłem niechętnie, a za mną Kayenne.
- Są dla niego jakieś szanse, Kayenne?
- Dla kogo?
- Dla mojego taty...
- Przykro mi, ale to może być koniec....
- Nie!
- Dorito.
Gdy dojechaliśmy na miejsce byłem pełen sił, jednak przygnębiony stratą taty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz