22 września 2013

Od Evolett

Ostatnio wszyscy są zamknięci w sobie. W ogule nie rozmawiają ze sobą. Martwi mnie to, bo moje stado się zaczyna sypać, a jak by tego było mało Arrow od dawien dawna nie powiedział mi nawet ,,Cześć". Mając nadzieję na jakieś wsparcie poszłam do Erwy.
- Cześć mamo!
- Witaj córciu.
- Coś się stało? Coś cię boli?
- Nie.. Jestem w rozsypce psychicznej...
- Mamo... Zawsze byłaś dla mnie wzorem i zawsze będziesz... Dla mnie ty jesteś lepsza, odważniejsza, mądrzejsza od każdego! Jesteś moją mamą...
- Ty zawsze wiesz jak mnie pocieszyć. Widziałaś gdzieś Emirę?
- Tak, rozmawiała ze mną i słyszała że chcą sprzedać jakąś Arabską klacz od nas, żeby robiła karierę. A co?
- Trochę za nią tęsknię. Dawno nie rozmawiałyśmy.
- Racja..Ciekawe kogo sprzedadzą...
- A może tylko wydzierżawią?
- Mamo! Tiffany idzie!
- Leć zobaczyć o co chodzi!
Ukryłam się za drzewkiem, a moja córcia dzielnie podeszła do płotu. Do Tiffany podeszła jakaś kobieta, nie znałam jej. Zaczęli o czymś rozmawiać, a Erwa podsłuchiwała. Gdy Tif poszła razem z ów kobietą do stajni Erwa przygalopowała do mnie.
- Mamo!
- Co się dzieje?
- Sprzedadzą ogiera a nie klacz! Najprawdopodobniej Kaena!
- Ale on jest teraz zakochany! Nie mogą go oddzielić od Luny!
- Wiem! To mój dobry przyjaciel często gadamy. Niebawem znów chce ją zaprosić na randkę. Poprzednią zepsuła Cilck Tuch.
- Racja... Musimy coś wykombinować.. A co jeśli Luna da mu kosza? On się załamie!
- Wiem... Nie wygląda na konia, który jest zakochany.. Obawiam się że będzie zdołowany, bo albo wyjedzie i brak kontaktu z Luną, albo spore ryzyko kosza od niej.. Innymi słowy przegrał życie.
- To młody koń! Na pewno znajdzie sobie inną. Może Luna to nie jest ta jedyna?
- Może... W każdym razie idę z nim pogadać. Powinien wiedzieć o całej sytuacji.
- A ja pójdę coś przekąsić.
W rzeczywistości nic nie zjadłam. Po jakiejś godzinie bezsensownego sterczenia przyszły dziewczynki i chłopiec na jazdę. Właściwie to nie dziewczynki, a dziewczyny i nie chłopiec, a chłopak. Z dziewczyn były Marta, która kiedyś na mnie jeździła i Kira, którą widziałam pierwszy raz. Chyba się przyjaźniły bo w kółko gadały.Chłopak miał na imię Yachyo [czyt. Dżachjo]. Jak się później okazało to siostrzeniec Tiffany. Miał około 15-16 lat. Po chwili z pastwiska sprowadzili mnie, Kaena i Emirę, nie wiedzieć gdzie ją wypatrzyli. Sądziłam że dosiądzie mnie Marta, a tu nagle bum! Yachyo ma na mnie jechać. Zaprowadził mnie pewnie trzymając za kantar do boksu. Był jednocześnie delikatny i stanowczy. Najpierw założył mi ogłowie, ale nie z moim wędzidłem tylko z hackamore. To nawet nie jest wędzidło. Żeby jeździć z hackamore trzeba umieć jeździć i wierzyłam że potrafi panować nad wodzą, bo w przeciwnym razie zrobi mi krzywdę. Jako jedne z niewielu wyjął mi grzywkę spod naczółka. Zawsze mnie irytuje kiedy jest pod niego wciśnięta. Idealnie zapiął wszystkie paski. Później zaczął zakładać siodło. Najpierw mój śliczny czapraczek, później podkładkę, żeby było mi miękko i w końcu samo siodło. Bardzo go polubiłam. Później założył prosty czarny toczek, ale jednak było w tym toczku coś niezwykłego, czego nie mogłam określić. Nawet nie wziął bata, co mnie ucieszyło. Jestem raczej posłusznym koniem i nie znoszę batów. Dosiadł mnie i wjechaliśmy na maneż. Na Kaenie jechała Kira, a Marta na Emirze. Ja prowadziłam zastęp. Zrobiliśmy trzy kółka stępem potem z osiem kłusem i z dziewięć galopem. Potem weszliśmy na maneż. Nie było ustawionych wszystkich przeszkód, ale i tak lubię skakać. Pod miękką ręką Yachyo chodziło się cudownie. Przefrunęłam nad wszystkimi przeszkodami. Pod koniec jazdy chłopak klepał mnie po szyi i chwalił. Później mnie rozsiodłał i założył derkę żebym nie zachorowała. Zjadłam sobie trochę owsa z mojego żłobu i skubałam sobie siano. Później Yachyo znów przyszedł.
- Witaj moja mała.
Nie do końca rozumiałam o co mu chodzi.
- Teraz jesteś moim koniem.
CO?! Ja tu mam rodzinę! I Tiffany!
- Razem z mamą i tatą przeprowadziliśmy się tu i ciocia mi ciebie odsprzedała. Nie bój się, zostajesz w swojej stajni.
Ulżyło mi. Gdy zaczęli sprowadzać wszystkie konie z pastwista Yach poszedł im pomóc. Rozmawiałam z innymi klaczami, ale jako jedyna milczała Guns.
- Hej Guns, coś się stało?

<Guns?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz