- Parnasuss jak Ty o wszystkim myślisz!
- To tylko kryjówka z lat źrebięcych.
- Ale i tak świetnie że mamy się gdzie schować.
- Też tak myślę... Ten teren był straszny!
- Dokładnie! Te kobiety w ogóle nie znają się na jeździe.
- Nigdy nikt mnie tak nie ogkładał. Pewnie dostawałaś równie mocno...
- Nie ważne... Boję się o Ciebie, ta rana jest dość poważna. Musimy wracać.
- Nie chce.. Guns, jak one jeszcze raz na nas wsiądą?
- To niemożliwe. Umkniemy im szybko. To tylko ludzie nie dogonią nas.
- No dobrze... Ale...
- Proszę kochanie. A jak w ranę wda się zakażenie? Musimy iść.
- Okej.
I poszliśmy. Na szczęście nie było widać kobiet. Nie przeżyłabym kolejnej porcji jazdy z nimi. Nagle zza zakrętu wyłoniły się Ula i Nina. Krzyczały, biegły do nas, a my ruszyliśmy galopem prosto w stronę stajni. Biegliśmy i biegliśmy. W końcu dotarliśmy do Champion Horse. Na wejściu przywitała nas Tiffany:
-Co wy tu robicie? Gdzie wasi jeźdźcy?
Parsknęłam głośno i wskazałam nosem ranę Parnasussa.
-Jejku to poważna sprawa! Gdzie się tak urządziłeś?
W tym samym momencie dostrzegliśmy Ule i Nine. Razem z Parnasussem wskazaliśmy na kobiety. Tiff była zaskoczona. Zadzwoniła najpierw po weterynarza, później kłóciła się długo z kobietami. One obwiniały nas konie za wszystko. Ale Tiffany wiedziała o co chodzi. Zauważyła nasze poranione od kopania boki. Zabroniła kobietom przychodzić do Champion Horse.
-Wszystko okej Parnasuss?
-Tak. Dobrze że Tobie nic się nie stało.
-O! Zobacz weterynarz już przyjechał!
<Parnasuss?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz