- Jak dobrze Cię znów widzieć Parnasuss. Wszystko okej?
- Tak, myślę że wszystko jest w najlepszym porządku.
- Super. Wiesz kiedy Cię wypuszczą?
- Niestety nie...
Nagle nadeszła Tiffany. Rozmawiała z weterynarką ale mało usłyszałam, mówiły coś w stylu "on nie może biegać" i "uważajcie na szwy". Kiedy skończyły, Tiff przejęła Parnasussa.
- Spokojnie Parnasuss... Nie możesz biegać aby nie rozerwać szwów, najlepiej jak pójdziemy do boksu.
- Słyszałaś Guns? Muszę siedzieć w boksie...
- To niedobrze... Pójdę z Tobą!
- Nie, spokojnie. Dam radę..
- Ale...
- Proszę... Idź i powiedz Lil co się stało, pewnie się martwi.
- Eee no okej. Kocham Cię. Trzymaj się!
- Ja Ciebie też. Pa kochanie.
Pogalopowałam na pastwisko, nie musiałam długo szukać swojej córki.
- Mamo cześć!
- Cześć.
- Gdzie tata? Długo go nie ma.
Opowiedziałam córce całą historię, a ona słuchała mnie z zaciekawieniem.
- Dobrze że tacie nic nie jest.
- Taak masz rację. Teraz pozostaje tylko czekać aż rana się zagoi.
Parnasussowi nic nie jest po za raną, córka wszystko wie. Muszę iść do boksu bo chyba padnę tutaj od nadmiaru wrażeń dzisiejszego dnia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz