Chodziliśmy w śniegu. Opad był dosyć mocny i szybko pokrył powierzchnię delikatnym, białym puchem. To moja pierwsza zima tutaj, ale na pewno najcudowniejsza do tej pory. Przez kilka dobrych minut chodziliśmy w milczeniu, uważnie przyglądając się każdemu śniegowemu płatkowi. To była magiczna chwila, chciałem by trwała wiecznie. Niestety nie było to dane.
- Szybko! Wszystkie konie do stajni! Idzie huragan!!! - krzyczała Tiffany. Nie zważając na nic osłaniałem Nexus. Wszystkie konie ruszyły galopem do stajni. Ja z Nexus także. Jednak, Esme została na samym końcu. Zawróciłem zostawiając Nexus z innymi końmi i pobiegłem po Esme, która pod siłą wiatru nie mogła iść. Wsparłem ją mocno i po chwili starań już szliśmy. Wiatr był na prawdę silny i śnieżyca zasłaniała mi widok, ale wiedziałem którędy iść.
- Esme, nie poddawaj się! Musisz przezwyciężyć z wiatrem! - krzyczałem.
Ona zaparła się i ruszyła odważnym krokiem. Wkładała w marsz całą energię. W końcu wyszliśmy z pastwiska i na placu było trochę lepiej, bo budynki nieco osłabiały wiatr. Ze stajni wyglądała Nexus i Arent, oczekując na nasz powrót. Widząc nas krzyknęli radośnie i po chwili wszyscy byliśmy już w stajni. Nikt nie był w boksie i wszyscy stali gdzie chcieli. Ja stałem niedaleko drzwi, razem z Nexus.
Nex?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz