Po tym jak Esme i Dan weszli do stajni, ja i Arent odetchnęliśmy z
ulgą. Stojąc przy wejściu z Dan'em widzieliśmy jak huragan przechodził.
Po kilku minutach miałam dosyć. Postanowiłam się rozejrzeć po stajni.
Byli wszyscy. wielu jaszcze koni nie znałam. Postanowiłam poszukać alfy.
Esme i Arent rozmawiali z grupką koni. postanowiłam że posłucham o
czym rozmawiają:
- Nie macie się o co martwić. Tiffany mówiła że huragan jest na tyle
daleko że nas ominie i że budynki są wzmocnione. Tu jesteśmy bezpieczni.
To mnie trochę uspokoiło. Wróciłam do Dan'a.
- I jak ?
- Chyba jesteśmy bezpieczni - powiedziałam rozglądając się dookoła.
Można było usłyszeć jak wiatr wieje między dachówkami.
- Spokojnie, nic ci tutaj nie grozi. Jestem tutaj z tobą, obronię cię.
Przytuliłam się do jego szyi.
- Dziękuję. Jesteś jedną z niewielu osób które mi pomogły.
- Robię to bo jesteś ważna.
Nie powiedziałam nic.
Po kilkunastu minutach huragan oddalił się na tyle że można było wyjść.
po całym podwórzu walały się belki ze słomą i sianem. Niebo było ciemne a
po chwili zaczęły padać grube płatki śniegu. Mimo wszystko było tu tak
pięknie że jedyne co można było robić to się zachwycać, nawet jeśli
stało się w miejscu które cudem przetrwało huragan...
Dan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz