Mama w kółko za mną lata i albo da mi coś do jedzenia, albo każe mi iść spać... Szkoda że nie ma innych źrebaków, miałbym się z kim bawić.. Nuuuudyyy...
- Kaen! Kaaen!
- Tak mamo?
- Skarbie, dlaczego jeszcze nie jesteś na dworzu?
- Mamo!
- Co?
- Spóźnisz się do pracy..
- Tak, racja.. Zostaniesz z Mohylew i Evolett. Bądź grzeczny!
- Tak, tak, tak... No idź już do pracy!
- Dobrze... To wracam za kilka godzin! Pa!
- Pa mamo!
No i poszła. Chwila czasu w spokoju.. Co by tu porobić? Przyszła Tiffany, założyła mi kantar, który był w sam raz na mnie i wyprowadziła z boksu. Zaprowadziła mnie na pastwisko i po drodze spotkaliśmy stajennego.
- Panie Leonie, mógłby pan przygotować boks dla tego maluszka?
- Tak! Jasne!
- Dzięki!
Stajenny pokuśtykał do stajni. Biedak męczy się z nogą. Ostatnio spadł z jakiegoś konia i lekko uszkodził sobie nogę. Stałem zamyślony i nagle poczułem lekkie szarpnięcie. Przestraszyłem się i zacząłem pospiesznie się cofać. Poczułem ciepły, a zarazem uspokajający dotyk na szyi. To Tiffany mnie uspokajała. Po chwili byłem całkowicie wyciszony i zaprowadziła mnie na pastwisko. Tam o dziwo nie zdjęła mi kantara. Że co? Że niby mam w nim chodzić cały dzień? O nie! Podbiegłem galopem do płotu, a kantar przy tym podskakiwał na mojej głowie zamachnąłem się głową, ale kantar dalej nie chciał zejść. Drapałem nim o płot dobrą godzinę, a on nie ustąpił.
- Ratunku! Niech ktoś to ze mnie zdejmie!
To było nie do zniesienia. W tym momencie o płot kawałek dalej oparła się Tiffany chichocząc cicho.
- Co cię tak śmieszy? No co?
Rżałem i parskałem na nią. W końcu zdenerwowałem się na nią i ugryzłem w ramię. Krzyknęła z bólu i upadła na ziemię. Trochę się zdziwiłem. Tak naprawdę nie chciałem jej skrzywdzić. Podbiegł stajenny Leon i od razu wziął Tiffany na ręce i zaniósł do samochodu. Po chwili widziałem tylko chmurę kurzu. Spuściłem głowę i kantar znów zaczął mnie denerwować. Pobiegłem do Dorita.
- Proszę cię. Zdejmij to ze mnie!
- No dobra, tylko się nie ruszaj!
- Jasne!
Dorito okrążył mnie za chwile skubał zębami przy kantarze. Poczułem że zsuwa mi się z głowy i po chwili usłyszałem:
- Już. Tylko pamiętaj, jak coś to zdjąłeś go sam, jasne?
- Jak słońce!
Pobiegłem swobodnie skubać trawę. Była taka smaczna! W tym czasie kątem oka widziałem jak do Dorita podchodzi Rosa i o czymś rozmawiają. Dobrze być znów wolny od tego kantara!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz