Padok był bardzo duży. Rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam, że w tej
stajni przodują araby, zauważyłam tylko jednego anglika. Spacerowałam
sobie po pastwisku i co jakiś czas zamieniłam słowo z jakimś koniem,
przedstawiłam się. W końcu doszłam do końca, za płotem rozciągał się
piękny widok. Było stąd widać morze. nagle wpadłam na pewien pomysł,
odeszłam parę kroków od ogrodzenia, następnie rozejrzałam się czy nikt
nie patrzy, na szczęście inne konie był z przodu. W tedy wzięłam rozbieg
i przeskoczyłam przez płot. Nie sprawiło mi to większego problemu, od
początku byłam trenowana do skoków, takie płotki nie był dla mnie
problemem, równie dobrze przeskoczyłabym go z kłusa. Zatrzymałam się na
chwilę za dużymi krzakami, żeby zobaczyć czy nikt nie zauważył mojego
zniknięcia. Dalej pogalopowałam w stronę plaży. Zaczęłam iść powoli
wzdłuż linii wody. Patrzyłam się na horyzont. Bardzo tęskniłam za swoim
bratem, zawsze byłam z nim tak blisko, a teraz nawet nie wiem gdzie
jest, pewnie już nigdy go nie zobaczę. W tedy pomyślałam, że powinnam
już wracać. Znowu stanęłam za tymi krzakami, ale teraz po padoku
chodziło dwóch ludzi, była to właścicielka stajni i stary koniuszy.
Tiffany mnie zauważyła i zaczęła mnie przywoływać wyciągając do mnie
rękę. Pomyśleli, że uciekłam i teraz chciała mnie uspokoić, ale mi to
nie było potrzebne, więc z powrotem przeskoczyłam przez ogrodzenie i
sama podeszłam do dziewczyny. Pogłaskała mnie po łbie i założyła kantar.
- Na szczęście się znalazła - powiedziała - Dobrze, że nic jej nie jest.
- Pewnie tęskni za domem, taka nagła zmiana miejsca, źle robi koniom -
odpowiedział na to starszy pan, a ja wtuliłam w niego głowę, żeby dać mu
znak, że ma rację...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz