4 grudnia 2014

Od Florencji - C.D. Moh

Po przewróceniu ogiera, szybko wstałam i biegłam dalej. Węże... jedyna rzecz, której się boję. Dlaczego? Moja matka, zginęła przez strach przed nimi. Bardzo się ich boję. Przypominają mi o śmierci matki, a zarazem o niebezpieczeństwie. Uspokoiłam się kilkanaście metrów dalej. Po chwili podeszła do mnie Dominika, i chwyciła za resztkę poszarpanych wodzy. Po drodze lekko się potknęłam więc z jednej pęciny leciała mi krew. Moja pani, przyklękła przy tej nodze i zdjęła swój żakiet.
- Będzie brudny - powiedziała nadchodząca Tiffany wraz z Mohylew.
Dominika kontynuując swoje zajęcie, pokręciła głową.
- Żakiet można odkupić - powiedziała z troską - ale tego samego konia, już nie.
Z wdzięcznością oparłam swój łeb na jej ramieniu. Po chwili miałam opatrunek. Wraz z Mohylew wypuszczono nas na wybieg. Podeszłam do ogrodzenia i popatrzyłam w dal.
- Co jest? - spytała Moh.
- Nic, tylko... - zaczęłam.
- Co?
- Ten wąż - dokończyłam.
- Wiem, że się ich boisz, ale musisz się nauczyć przebywać w ich obecności...
- Ale to przez nie zginęła moja matka! - do oczu napłynęły mi łzy. - Są niebezpieczne, powodują wiele śmierci!
- Wiem ale...
- Proszę, jeśli chcesz dalej mówić o tym że mam nie uciekać przed nimi, to najlepiej nic nie mów - powiedziałam stanowczo i odeszłam kilka kroków, i zaczęłam skubać trawę.

(Moh?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz