Po przewróceniu ogiera, szybko wstałam i biegłam dalej. Węże... jedyna
rzecz, której się boję. Dlaczego? Moja matka, zginęła przez strach przed
nimi. Bardzo się ich boję. Przypominają mi o śmierci matki, a zarazem o
niebezpieczeństwie. Uspokoiłam się kilkanaście metrów dalej. Po chwili
podeszła do mnie Dominika, i chwyciła za resztkę poszarpanych wodzy. Po
drodze lekko się potknęłam więc z jednej pęciny leciała mi krew. Moja
pani, przyklękła przy tej nodze i zdjęła swój żakiet.
- Będzie brudny - powiedziała nadchodząca Tiffany wraz z Mohylew.
Dominika kontynuując swoje zajęcie, pokręciła głową.
- Żakiet można odkupić - powiedziała z troską - ale tego samego konia, już nie.
Z wdzięcznością oparłam swój łeb na jej ramieniu. Po chwili miałam
opatrunek. Wraz z Mohylew wypuszczono nas na wybieg. Podeszłam do
ogrodzenia i popatrzyłam w dal.
- Co jest? - spytała Moh.
- Nic, tylko... - zaczęłam.
- Co?
- Ten wąż - dokończyłam.
- Wiem, że się ich boisz, ale musisz się nauczyć przebywać w ich obecności...
- Ale to przez nie zginęła moja matka! - do oczu napłynęły mi łzy. - Są niebezpieczne, powodują wiele śmierci!
- Wiem ale...
- Proszę, jeśli chcesz dalej mówić o tym że mam nie uciekać przed nimi,
to najlepiej nic nie mów - powiedziałam stanowczo i odeszłam kilka
kroków, i zaczęłam skubać trawę.
(Moh?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz