Przestraszyła mnie myśl o porwaniu Marsa.
- Muszę iść poszukać Marsa! - powiedziałam - dzięki za pomoc Verda
- Zaczekaj! - zatrzymała mnie Verda - Przecież nie możesz iść sama! Mogą cię złapać!
- Ale nie zostawię Marsa!
Verda chwilę zastanowiła się, aż w końcu odrzekła stanowczo:
- Idę z tobą
- Naprawdę?! - nie dowierzałam
- Tak, spotkajmy się obok lasu za pół godziny.
Za godzinę szłyśmy już w kierunku siedziby kłusowników. Nagle zatrzymałyśmy
się w miejscu. Usłyszałyśmy rozmowę kilku mężczyzn. Mówli coś o tym, że
Tiff wypuściła wszystkie sarny, które złapali. Byli okropnie wściekli, chcieli się
zemścić, łapiąc konie ze stadniny, które zabłąkają się w lesie. Jak się potem okazało
ich pierwszą ofiarą stał się Mars.
- Musimy go ratować! - krzyknęłam patrząc na Marsa zamkniętego w zagrodzie.
- Przecież nie damy rady - powiedziała Verda - jest otoczony przez kłusowników!
- To co zrobimy?! - krzyknęłam zrozpaczona
- Musimy wezwać pomoc, choć wracamy do stadniny.
(Verda?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz