28 czerwca 2014

Od Kaen'a - C.D. Pisno

- Nie ważne..
Chwyciłem kwiaty i odszedłem. Od kogo to może być? Rozejrzałem się po pastwisku obserwując klacze.. Żadna z nich na mnie nie patrzyła, po za tym ja nie mogę mieć dziewczyny, żony czy tam kogokolwiek..
Położyłem kwiaty na ziemi i powoli zacząłem skubać trawę. Jedna z klaczy przeszła obok mnie ukradkiem na mnie spoglądając. Myślała że nie zauwarzę, czy co? Odwróciłem się i dojrzałem że to Mohylew. To znaczy nie moja przyszywana ciocia, bo ona została uśpiona, ale jej wnuczka, która dostała po niej imię.
Uśmiechnęła się powoli cały czas na mnie patrząc. Nagle ruszyła w moją stronę.
- Cześć. - rzekła z uśmiechem na twarzy
- Cześć..
- Co to?
- Kwiaty..
- Komu chcesz je dać?
- Nikomu?
- Mi możesz powiedzieć..
- Nie chcę ich nikomu dawać! Dostałem je!
- Od kogo? - uparcie pytała dalej
- Niewiem!!! Czy możesz łaskawie się ode mnie odczepić?!
- Jejku.. Spokojnie.. Ja tylko chcia..
- Nie obchodzi mnie to!! Znajdź sobie inne zajęcie!
Widząc całą sytuację podbiegła Mossy.
- Kaen, co ty wyprawiasz? Zostaw moją córkę!
- To niech ona zostawi mnie!!
- Uspokój się! O co ci chodzi? Na pewno da się to wytłumaczyć..
- O nic, okej? Zostawcie mnie! - prychnąłem i odszedłem - Głupie klaczyska...
- Słyszałam!
Nie odpowiadając szedłem dalej. Na pastwisko weszła Tiffany.
- Kaen! Chodź do mnie!
Tylko tego brakowało...
- Co ty taki naburmuszony? Chodź! Poznasz nową klacz. Przyjechała do nas na tydzień.
Super..
Nie miałem jednak nic do gadania. Tiffany zapięła uwiąz i wyprowadziła z pastwiska, po czym zaprowadziła do stajni dla koni, które są za młode na mieszkanie z dorosłymi i za stare by siedzieć w jednym boksie z matką. Czyli po prostu do stajni dla młodych koni. Zamknęła mnie w boksi i po kilku chwilach przyszła z innym koniem i wstawiła go do boksu obok mnie.
- Poznajcie się, a ja zaraz wracam!
Spojrzałem na piękną, gniadą klacz.
- Jestem Kaen.
- Jestem Pianosa.
- Pianosa?
- Tak, a co?
- Byłaś wielką miłością mojego przyszywanego wujka..
- Ja on ma na imię?
- Parnasuss.
- On tu jest?
- Tak, a co?
- Jako źrebaki tak na niby się ożeniliśmy. Kochaliśmy się..
- Tak, opowiadał.. Po co tu przyjechałaś? Przecież jeździłaś dotąd po całym świecie na pokazy!
- Po zdobyciu platynowej odznaki i jednocześnie najlepsej jaka istnieje zostałam koniem hodowlanym. Mam urodzić przyszłego championa.
- To co robię tutaj ja? Żaden ze mne champion..
- Co ty wygadujesz?! Dla sędziów jesteś chodzącym cudem!
- Dlaczego?
- Idealna postawa, zgrabny rucha, dobrze ukształtowana głowa. Jesteś chodzącym ideałem!
- Nie miałem pojęcia!
- Jak wielu innych..
- Tiffany idzie!
- I ktoś jeszcze..
- To nasz stajenny.
Tiffany zapięła na uwiąz Pianosę, a mnie wziął Barry. Zaprowadzili nas na halę. Tem na środku była wydzielona zagroda, nieco większa niż normalny boks. Wprowadzili najpierw mnie, a potem Pianosę i zamknęli bramkę. Wyszli i zamknęli drzwi od hali. Weszli na trybuny dla vip'ów, szklana podłoga nad środkiem hali, tam gdzie byliśmy my, tylko kilka metrów wyżej. Mijały minuty, godziny, a my staliśmy bez słowa obok siebie, a nad nami była już tylko Tiffany. Po kilku kolejnych godzinach i ona poszła.
- Dość niezręczna sytuacja.. - zaczęła klacz
- Tak.. Już późno.. Ja tam idę spać..
- Tak, ja też..
I zasnęliśmy..

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz