Dzisiaj miałam poznać wszystkie konie a raczej klacze. Wyprowadziłam mnie
moja wybawczyni, mówiłam tak na nią bo nią była. Denerwowałam się. Gy w
końcu podeszłyśmy Tiffany zawołała wszystkie konie do siebie.
Powiedziała że mają być dla mnie miłe. Wprowadziła mnie na pastwisko i
odeszła. Spuściłam łeb nisko próbując ukryć go w grzywie. Widziałam że
patrzą na moje nogi. Usłyszałam szmer. Podniosłam głowę do góry. Szmer
ucichł. Podeszła do mnie siwo-biała klacz.
- Mam na imię Kaena Dream Deseret. - powiedziała.
- Ja Nexus... - odparłam.
- Może pokarzemy naszej nowej koleżance pastwisko? - zapytała klacze
- Tak - powiedziały chórem.
Chodziłam z nimi po pastwisku i poznawałam najlepsze miejsca z trawą.
Byłyśmy na pastwisku przy stajni. Po niedługim czasie klacze przywitały
się i opowiedziały coś o sobie. Cieszyłam się że zostałam tak mile
przywitana. Potem straciły mną zainteresowanie. Poszłam więc w najlepsze
miejsce z trawą. Po godzinie pasanie się postanowiłam trochę
galopować. Wątpiłam w to że kiedykolwiek wrócę do formy z przed wypadku
ale już tak dawno nie biegałam że się stęskniłam za wiatrem w grzywie.
Zaczęłam kłusować wokół pastwiska, potem kłus przerodził się w
galop. Tak, tęskniłam za tym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz