- Nie wiem co powiedzieć... - wydukałam. To było tak niesamowite, że aż przerażające. Jestem młoda, ale kocham Arenta ponad wszystko..
- Jeśli zechcia.. - zaczął.
- Nie kończ.. - odpowiedziałam.
Pochmurniał.
- Tak! - wykrzyknęłam.
Podniósł wysoko głowę i dumnie na mnie spoglądał. To było jeszcze bardziej niesamowite i jeszcze bardziej przerażające.
Arent nie mógł nic z siebie wydusić. Uśmiechał się bardzo szeroko.
Spacerowaliśmy po jaskini i po torach jeszcze trochę w zupełnej ciszy. Cieszyliśmy się tą chwilą. Kiedyś jednak trzeba było wracać. Dawno już wyszliśmy i powinniśmy wracać, żeby się o nas nie martwili.
- Chodź, ale po cichu. Kłusownicy sa na polowaniu. - ostrzegł.
- W porządku.
Szliśmy w zupełnej ciszy, ja oddychałam bardzo płytko i jak najciszej, Arent podobnie. Gdzieś po drodze usłyszeliśmy łamanie się gałązek, a po nim ciche przekleństwo. Wiedzieliśmy już, że nie jesteśmy sami. Nieco spłoszeni szliśmy do przodu, w krótce ku naszej uciesze wszelkie obce odgłosy ucichły. Teraz już galopem puściliśmy się w stronę stadniny.
Dotarliśmy zaledwie po kilku minutach. Wszyscy (no prawie) na nas patrzyli. Zauważyłam że przybyło 10 koni: El Doritto, Silver, Erwa, Emira, Luna, Kaena, Kaen, Zico, Fauna i Lawliet. Wkrótce po naszym przybyciu dojechali jeszcze Hidalgo, Cilck Tuch, Mohylew II i Epson Oaks.
Brakowało jeszce 16 koni więc postanowiliśmy pozekać z ogłoszeniem naszego związku na wszystkie konie.
Minęło kilka godzin, nim stado znów było skompletowane i mogliśmy w końcu się przyznać. Najpierw jednak wszystko pwiedziałam mamie i tacie.
(mamo?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz