23 listopada 2014

Od Florencji - C.D Moh

- Jasne! Ale teraz biegnij! - krzyknęłam i przyśpieszyłam.
Dobiegłyśmy do stajni. Przeskoczyłyśmy przez ogrodzenie pastwiska i głośno zaczęłyśmy rżeć i parskać. Stanęłam dęba kilka razy. W końcu podbiegła do nas Evolett i obsługa stajni. Dziewczyny zabrali do domu, a nas uspokoili i zaprowadzili do boksów. Dostałyśmy siana i słomy, a nasze właścicielki przyszły z nami posiedzieć. Podkuliłam nogi i położyłam się na słomie. Dominika przysiadła obok i oparła się o mnie plecami.
- Spójrz - powiedziała pokazując mi jakiś obrazek - to twoja babcia. A to twoja matka - dodała pokazując inne zdjęcie. - Koń mojej matki.
Dominice łza zleciała po policzku. Dobrze znałam historię jej i mojej matki. Wyścig... złamana noga... wąż na torze... panika... zderzenie... śmierć... nie dało się tego uniknąć. Moja matka i matka Dominiki, zginęły na torze. Zarżałam cicho na znak współczucia i otarłam chrapami łzę Dominiki. Nagle do boksu weszła Tiffany. Uśmiechała się do mojej pani. Gestem ręki pokazała jej że już czas iść. Dominika poklepała mnie po szyi i wyszła, zapominając o zdjęciach. Położyłam łeb na jednym z nich. Mnie też spłynęła łza po łbie i kapnęła na zdjęcie mojej matki. Zasnęłam.
*następnego dnia*
- Wstawaj Florencja! - krzyknęła do mnie moja pani stając przed boksem. Podniosłam łeb i wstałam. Napiłam się wody z poidła automatycznego i dałam się zapiąć na kantar. Wyprowadzili mnie z boksu. Osiodłano mnie i tym razem to Mohylew i Tiffany czekały na nas przed bramą.
- Idziemy sprawdzić czy wszystko gra - powiedziała Tiffany.
- Bierzemy się do roboty! - krzyknęła Dominika i dała mi łydkę. Ruszyłam ostrym galopem.

(Moh?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz