- Jasne! Ale teraz biegnij! - krzyknęłam i przyśpieszyłam.
Dobiegłyśmy do stajni. Przeskoczyłyśmy przez ogrodzenie pastwiska i
głośno zaczęłyśmy rżeć i parskać. Stanęłam dęba kilka razy. W końcu
podbiegła do nas Evolett i obsługa stajni. Dziewczyny zabrali do domu, a
nas uspokoili i zaprowadzili do boksów. Dostałyśmy siana i słomy, a
nasze właścicielki przyszły z nami posiedzieć. Podkuliłam nogi i
położyłam się na słomie. Dominika przysiadła obok i oparła się o mnie
plecami.
- Spójrz - powiedziała pokazując mi jakiś obrazek - to twoja babcia. A
to twoja matka - dodała pokazując inne zdjęcie. - Koń mojej matki.
Dominice łza zleciała po policzku. Dobrze znałam historię jej i mojej
matki. Wyścig... złamana noga... wąż na torze... panika... zderzenie...
śmierć... nie dało się tego uniknąć. Moja matka i matka Dominiki,
zginęły na torze. Zarżałam cicho na znak współczucia i otarłam chrapami
łzę Dominiki. Nagle do boksu weszła Tiffany. Uśmiechała się do mojej
pani. Gestem ręki pokazała jej że już czas iść. Dominika poklepała mnie
po szyi i wyszła, zapominając o zdjęciach. Położyłam łeb na jednym z
nich. Mnie też spłynęła łza po łbie i kapnęła na zdjęcie mojej matki.
Zasnęłam.
*następnego dnia*
- Wstawaj Florencja! - krzyknęła do mnie moja pani stając przed boksem.
Podniosłam łeb i wstałam. Napiłam się wody z poidła automatycznego i
dałam się zapiąć na kantar. Wyprowadzili mnie z boksu. Osiodłano mnie i
tym razem to Mohylew i Tiffany czekały na nas przed bramą.
- Idziemy sprawdzić czy wszystko gra - powiedziała Tiffany.
- Bierzemy się do roboty! - krzyknęła Dominika i dała mi łydkę. Ruszyłam ostrym galopem.
(Moh?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz