23 listopada 2014

Od Florencji - C.D. Moh

Poszłam z samego rana do Kaeny. Zgodnie z obietnicą, mogłam wybrać sobie dowolny eliksir bądź amulet. Wybrałam Eliksir Wody. Wydawało mi się, że jest bardzo przydatny, a ja czasem lubię popływać. Wypuszczono mnie na pastwisko. Od razu podbiegła do mnie Moh.
- Co wybrałaś? - zapytała.
- Eliksir Wody - odparłam - wydaje się przydatny.
- Dobra, może zapoznam cię z innymi, co? Bo wydaje mi się że nie znasz nikogo prócz mnie, Evolett i Lawlieta. Co nie?
- No, nie. Ale wiesz, wolę przełożyć to na kiedy indziej. Możemy tak zrobić?
- No jasne. Jak chcesz.
*kilka godzin później*
Zamknięto mnie w boksie. Stałam z wychylonym łbem i obserwowałam życie w stajni. Kilka razy podszedł do mnie stajenny żeby mnie poklepać po łbie, a raz nawet dostałam od niego wiązkę siana. Z zadowoleniem schyliłam się po siano. Gdy podniosłam łeb, żując siano, podszedł do mnie jakiś człowiek. Rozpoznałam w nim trenera koni wyścigowych. Wszedł do mojego boksu i obejrzał mnie. Dokładnie zbadał mi kłąb, grzbiet, oczy, ale szczególną uwagę przyłożył do nóg. Nie wiedziałam dlaczego. W pewnym momencie do boksu podeszła Dominika, oparła się o drzwi boksu i wyjęła kawałek słomy z ust. Powiedziała do tego trenera:
- Mówiłam.
- Niesamowite... - odparł tamten. - A ja nic nie wiedziałem. Mam nadzieję że nie ma zmarnowanych treningów?
- Ależ skąd panu to przyszło do głowy! Najlepiej trenowana, ze wszystkich koni w Hiszpanii.
- No, dobrze. Wnuczka Ruffian... no, no, no...
Już wiedziałam o czym mówią. Trener ten, trenował niegdyś moją babcię. Teraz będzie trenować, również mnie. Po krótkiej rozmowie, ludzie wyszli z boksu, ale Dominika po chwili wróciła z uwiązem w ręku. Zaprowadziła mnie na dwór, gdzie już czekały na mnie siodło i uzda. Zdziwiłam się, ale ze spokojem dałam się osiodłać. Wyjechałyśmy przez bramę, i stanęłyśmy. Z niezadowoleniem tupałam nogą o ziemię. Dominika mówiła, że na kogoś czekamy. Odwróciłam łeb i ujrzałam kłusującą w naszą stronę Mohylew, wraz z Tiffany na grzbiecie.
- Jedziemy? - spytała Tiffany.
- Jedziemy - odparła Dominika i dała mi łydkę.

(Mohylew?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz