- Wydaje mi się że tak! Choć! - zawołałem i ruszyłem przed siebie. I choć słabo znałem te tereny stąpałem odważnie w prawie zupełnej ciemności. Szliśmy bardzo cicho, bo w lesie panowała cisza jeszcze większa. Strach mnie obleciał, ale zachowałem powagę i skupienie. Dokładnie nasłuchiwałem. W pewnym momencie wydawało mi się że słyszałem szelest gdzieś przed nami. Spojrzałem na Nexus, choć to dziwnie może zabrzmieć w przypadku karego konia w ciemności, to pobladła. Stała przerażona i właściwie już miała uciekać, gdy delikatnym szturchnięciem zwołałem ją na ziemię i dodałem otuchy. Staliśmy jeszcze kilka minut nasłuchując.
- Muszą gdzieś tu być! - odezwał się jakiś mężczyzna bardzo niskim głosem
- Znajdziemy ich! - odezwał się inny o głosie zupełnie bardziej przyjaznym.
Teraz już naprawdę przerażeni chcieliśmy uciekać, ale stwierdziłem że ucieczka zrobi hałas, a stojąc nieruchomo w ciemności mamy szansę się zamaskować. Nexus chyba myśląc to samo zasłoniła mnie od strony dźwięków. Zdecydowanie lepiej się maskowała niż ja.
Staliśmy znów kilka minut i usłyszeliśmy głos, tym razem zupełnie blisko:
- No chodźcie koniki... Taś, taś.. - odezwał się niski głos
Ponieważ stałem wraz z Nexus wciśnięci ze strachu w siebie nawzajem poczułem jak w jednej chwili napięła wszystkie mięśnie. Na pewno właśnie przechodzili obok nas kłusownicy, ale nie mogłem wyjrzeć i spojrzeć, bo to mogłoby nas zdemaskować. Czułem jak mocno bije jej serce. Była przerażona. Na szczęście wytrzymała te kilka chwil i znów mogliśmy kontynuować wędrówkę. Idąc jak najciszej przeszliśmy około 50 metrów i zobaczyliśmy światło i usłyszeliśmy konie. To chyba Evo ucisza stado. Wyjrzeliśmy i...
Zobaczyliśmy nasze stado! Całe!
Tu już galopem ruszyliśmy w stronę naszych. Chyb ich trochę wystraszyliśmy, bo wszyscy nagle podskoczyli.
- Gdzie wyście byli? Już was szuka stajenny i Henry po całym lesie!
- Więc to byli oni? - zapytałem
- Tak, a co? - zapytała Evo
- My myśleliśmy że to kłusownicy i chowaliśmy się przed nimi...
- Nie mądrze... - Evo odeszła zawiedziona i poszła do Tiffany. Wskazała jej nas, a Tiffany wyjęła telefon i zadzwoniła. Po kilkudziesięciu minutach doszli do nas dwaj mężczyźni. Ci sami, których tak bardzo się baliśmy. Wiem bo Nexus poznała ich po ubraniach i kapelusiku stajennego.
(Nex?)
24 października 2014
Od Nexus - C.D. Dan'a
- Spanie na piasku nie jest czymś co lubię - odparłam rozciągając się.
- Heh, nie dziwię ci się.
- Co teraz będziesz robić? - zapytałam
- Teraz to raczej nic, a co?
- Może przejdziemy się?
Zaczął truchtać
- To biegnijmy.
Zaczęliśmy biec w stronę przejścia w siatce. Widziałam jak wiele koni tędy przechodzi.
- Nexus... - zaczął
- Tak?
- Tu są kłusownicy. Ostatnio ponoć złapali tą klacz... Lunę ale udało im się uciec.
- To nam też się uda, zresztą pójdziemy w inną stronę.
- Dobra - powiedział z małym przekonaniem w głosie.
Szliśmy stępem uważnie nasłuchując każdego szelestu. Nagle usłyszałam jakieś skrzypnięcie i odruchowo zaczęłam się cofać wpadając na Dan'a.
- Spokojnie
- Przepraszam wystraszyłam się.
Szliśmy dalej. Nagle niebo spochmurniało i zrobiło się ciemno.
Próbowałam znaleźć drogę którą szliśmy.
- Wiesz jak wrócić? - powiedziałam z przerażeniem w głosie
(Dan?)
- Heh, nie dziwię ci się.
- Co teraz będziesz robić? - zapytałam
- Teraz to raczej nic, a co?
- Może przejdziemy się?
Zaczął truchtać
- To biegnijmy.
Zaczęliśmy biec w stronę przejścia w siatce. Widziałam jak wiele koni tędy przechodzi.
- Nexus... - zaczął
- Tak?
- Tu są kłusownicy. Ostatnio ponoć złapali tą klacz... Lunę ale udało im się uciec.
- To nam też się uda, zresztą pójdziemy w inną stronę.
- Dobra - powiedział z małym przekonaniem w głosie.
Szliśmy stępem uważnie nasłuchując każdego szelestu. Nagle usłyszałam jakieś skrzypnięcie i odruchowo zaczęłam się cofać wpadając na Dan'a.
- Spokojnie
- Przepraszam wystraszyłam się.
Szliśmy dalej. Nagle niebo spochmurniało i zrobiło się ciemno.
Próbowałam znaleźć drogę którą szliśmy.
- Wiesz jak wrócić? - powiedziałam z przerażeniem w głosie
(Dan?)
Ogłoszenia parafialne #3
Wprowadziłam aukcje, mają swoją zakładkę (za pomysł dziękuję Lilia69). Szczegóły tam.
Od poniedziałku startują zawody, więc macie ostatnią szansę na zakup sprzętu. Do poniedziałku wszyscy, którzy chcą wziąć udział muszę być zapisani. Kolejność jest następująca:
Poniedziałek: zamknięcie listy uczestników
Wtorek: Biegi Przełajowe i Skoki Przez przeszkody
Środa: Ujeżdżanie i Natural
Czwartek: Wystawa koni czystej krwi : klacze, ogiery (jeżeli uzbiarają się zawodnicy)
Piątek: Wyścigi, Rekreacja (jeżeli się uzbiera)
To chyba na tyle. I dalej zapraszam do brania udziału w konkursie : )
Pozdrawiam,
Nela
Od poniedziałku startują zawody, więc macie ostatnią szansę na zakup sprzętu. Do poniedziałku wszyscy, którzy chcą wziąć udział muszę być zapisani. Kolejność jest następująca:
Poniedziałek: zamknięcie listy uczestników
Wtorek: Biegi Przełajowe i Skoki Przez przeszkody
Środa: Ujeżdżanie i Natural
Czwartek: Wystawa koni czystej krwi : klacze, ogiery (jeżeli uzbiarają się zawodnicy)
Piątek: Wyścigi, Rekreacja (jeżeli się uzbiera)
To chyba na tyle. I dalej zapraszam do brania udziału w konkursie : )
Pozdrawiam,
Nela
Od Luny
Jestem taka szczęśliwa!
W tym tygodniu zdarzają się same dobre rzeczy, Mars wrócił, a poza tym Sara ma przyjechać na weekend!
Zaraza po przyjeździe moja właścicielka zabrała mnie na trening. Jeździłyśmy po torze treningowym przez jakąś godzinę, cały czas przyglądał mi się jeden z trenerów w naszej stadninie. Potem podszedł do Sary i powiedział że mam ,,to coś'', okazał się to talent do ujeżdżania, mówił że mam płynność ruchu itp.
Po skończonym treningu podszedł do mnie Mars.
- Jaka śliczna z nich para - powiedziała Sara, która nam się przyglądała.
Co?! Ja i Mars?! Przecież to tylko mój przyjaciel ,nic więcej. A poza tym przyszedł tyko, żeby mi powiedzić że idzie do ,,końskiego psychologa'', z czego jest bardzo niezadowolony.
W tym tygodniu zdarzają się same dobre rzeczy, Mars wrócił, a poza tym Sara ma przyjechać na weekend!
Zaraza po przyjeździe moja właścicielka zabrała mnie na trening. Jeździłyśmy po torze treningowym przez jakąś godzinę, cały czas przyglądał mi się jeden z trenerów w naszej stadninie. Potem podszedł do Sary i powiedział że mam ,,to coś'', okazał się to talent do ujeżdżania, mówił że mam płynność ruchu itp.
Po skończonym treningu podszedł do mnie Mars.
- Jaka śliczna z nich para - powiedziała Sara, która nam się przyglądała.
Co?! Ja i Mars?! Przecież to tylko mój przyjaciel ,nic więcej. A poza tym przyszedł tyko, żeby mi powiedzić że idzie do ,,końskiego psychologa'', z czego jest bardzo niezadowolony.
Od Cilck Tuch
Przez tornado zmuszeni byliśmy do przeprowadzki do zaprzyjaźnionej stajni. Mieli wszystko czego potrzeba, tor, maneż, parkur... Tylko boksów mieli za mało i część koni 24 h na dobę była na pastwisku. Wśród nich ja. W sumie mi to nie przeszkadzało bo mieli kilka pastwisk, a tamtejsze konie były bardzo miłe. Nawet je polubiłam. Zwłaszcza taką siwą klacz. Niestety nie miała jednego oka. Wychowywała się w podobnych warunkach do moich i doskonale się rozumiałyśmy. Ona jednak nigdy nie miała źrebaka bo jej poprzedni właściciele twierdzili że jest szkaradą i nikt jej źrebaka nie będzie chciał. To musiało ją zaboleć. Tutaj także nie miała źrebaka, bo stadnina nie chciała by go miała, ponieważ byłoby ryzyko że umrze ze względu na jej bardzo długi, niestabilny stan zdrowia. Nazywała się Jaśmin. Równa klacz. Razem z nią był jej brat, Taylor, który także nie miał oka, co wydało mi się dziwne. On z kolei był jasno siwy i nieco płochliwy, ale równie towarzyski co jego siostra. Oni noce także spędzali na pastwisku razem ze mną, ponieważ ich stajnia także była przepełniona i stajnia dla nich była w czasie budowy. Dnie mijały mi tam szybko, ponieważ widząc że dobrze dogaduję się z tą dwójką, chodziłam z nimi na przejażdżki. Treningi były raz w tygodniu, inaczej dla każdego konia. Wszystko dlatego że koni teraz było tam około 100!
Naprawdę w ciągu dnia ich pastwiska były przepełnione. Nie sposób zapoznać się z każdym koniem, ale ta dwójka w zupełności mi wystarczała. Tereny nie były tam zbyt urodziwe, nie licząc gór, ale niechętnie tam jeździłam, góry były dla mnie zdecydowanie nieprzyjazną nawierzchnią do jazdy.
Oby szybko odbudowali naszą stajnię, bo zdecydowanie wolę nasze tereny i tęskno mi za domem... No i podobno Jaśmin i Taylor zamieszkają u nas!
Naprawdę w ciągu dnia ich pastwiska były przepełnione. Nie sposób zapoznać się z każdym koniem, ale ta dwójka w zupełności mi wystarczała. Tereny nie były tam zbyt urodziwe, nie licząc gór, ale niechętnie tam jeździłam, góry były dla mnie zdecydowanie nieprzyjazną nawierzchnią do jazdy.
Oby szybko odbudowali naszą stajnię, bo zdecydowanie wolę nasze tereny i tęskno mi za domem... No i podobno Jaśmin i Taylor zamieszkają u nas!
23 października 2014
Od Hero
Już po operacji. Nie jest mi łatwo. Jestem słaby.
Weterynarz mówi, że to formy powrócę za pół roku.
Do tego czasu mam raz dziennie przechadzać się po placu.
Nikt już do mnie nie przychodzi. Nawet Verda.
Nie mogę wychodzić na pastwisko. Śpię w boksie u weterynarza.
Ale jest jeden plus. Emma wróciła! Nic jej nie jest ale chodzi o kulach.
Pewnego dnia do boksu obok trafiła jakaś klacz.
Wszyscy ludzie weszli niosąc ją na noszach.
Do jej boksu wbiegł weterynarz.
- Połóżcie ją szybko!
Było wielkie poruszenie.
- Oby jej nic nie było - powiedziała jakaś kobieta.
- Niestety, ale to nie możliwe. Na pewno coś się stało... - odpowiedział weterynarz.
- Co to może być?
- Wszystko. Albo się wywróciła, albo to kolka.
- Byle nie to pierwsze!
Weterynarz ją przebadał.
- Kolka!
Stajenny gdzieś pobiegł. Kobieta stała obok przez cały czas.
- Nie mamy dużo czasu!
Klacz oddychała ciężko, ale miała trudności.
Poruszenie ustało dopiero 3 godziny później, gdy klacz wstała.
Ludzie się rozeszli. Postanowiłem, że podejdę.
- Co ci się stało?
- Ko... Kolka. Nie słyszałeś!?
- Słyszałem ale co ci było przed tym... Co znaczy co się stało?
- O matko do ciebie nie można mówić? Kolka!
- Ale! - w końcu ucichłem.
Rano klacz się odezwała.
- Jak się nazywasz?
- Hero... A ty?
- Jessi
Weterynarz mówi, że to formy powrócę za pół roku.
Do tego czasu mam raz dziennie przechadzać się po placu.
Nikt już do mnie nie przychodzi. Nawet Verda.
Nie mogę wychodzić na pastwisko. Śpię w boksie u weterynarza.
Ale jest jeden plus. Emma wróciła! Nic jej nie jest ale chodzi o kulach.
Pewnego dnia do boksu obok trafiła jakaś klacz.
Wszyscy ludzie weszli niosąc ją na noszach.
Do jej boksu wbiegł weterynarz.
- Połóżcie ją szybko!
Było wielkie poruszenie.
- Oby jej nic nie było - powiedziała jakaś kobieta.
- Niestety, ale to nie możliwe. Na pewno coś się stało... - odpowiedział weterynarz.
- Co to może być?
- Wszystko. Albo się wywróciła, albo to kolka.
- Byle nie to pierwsze!
Weterynarz ją przebadał.
- Kolka!
Stajenny gdzieś pobiegł. Kobieta stała obok przez cały czas.
- Nie mamy dużo czasu!
Klacz oddychała ciężko, ale miała trudności.
Poruszenie ustało dopiero 3 godziny później, gdy klacz wstała.
Ludzie się rozeszli. Postanowiłem, że podejdę.
- Co ci się stało?
- Ko... Kolka. Nie słyszałeś!?
- Słyszałem ale co ci było przed tym... Co znaczy co się stało?
- O matko do ciebie nie można mówić? Kolka!
- Ale! - w końcu ucichłem.
Rano klacz się odezwała.
- Jak się nazywasz?
- Hero... A ty?
- Jessi
Od Luny
Spacerowałam na pastwisku i przypadkowo podsłuchałam jak Tiffany rozmawiała z jakimś policjantem:
- Znaleźliśmy konia w lesie, pewnie złapali go kłusownicy - powiedział
- Nic mu nie jest ? - odparła Tiff zainteresowana koniem
- Koń jest cały, ale jest zupełnie dziki. Nawet nie da się dotknąć. Pewnie czeka go uśpienie. - odpowiedział mężczyzna
- Och... Biedny konik... Nic nie da się zrobić? - powiedziała smutno Tiff
- Może... Jeśli pani się zgodzi przyjąć go do stadniny...
- Oczywiście że go przyjmę! - krzyknęła Tiffany
- Ale... On może być niebezpieczny...
- Dam sobie radę - powiedziała stanowczo Tiff
Po chwili Policjant przyprowadził czarnego konia, który okropnie się wyrywał.
Zaraz...on mi kogoś przypomina...TO MARS!!!!!
Myślałam że on nie żyje! Ci kłusownicy musieli go, tak jak mnie złapać 2 lata temu i przewieść aż tutaj! Nagle ogier wyrwał się policjantowi i podbiegł do mnie.
- Luna! To naprawdę ty! - krzyknął
- Znaleźliśmy konia w lesie, pewnie złapali go kłusownicy - powiedział
- Nic mu nie jest ? - odparła Tiff zainteresowana koniem
- Koń jest cały, ale jest zupełnie dziki. Nawet nie da się dotknąć. Pewnie czeka go uśpienie. - odpowiedział mężczyzna
- Och... Biedny konik... Nic nie da się zrobić? - powiedziała smutno Tiff
- Może... Jeśli pani się zgodzi przyjąć go do stadniny...
- Oczywiście że go przyjmę! - krzyknęła Tiffany
- Ale... On może być niebezpieczny...
- Dam sobie radę - powiedziała stanowczo Tiff
Po chwili Policjant przyprowadził czarnego konia, który okropnie się wyrywał.
Zaraz...on mi kogoś przypomina...TO MARS!!!!!
Myślałam że on nie żyje! Ci kłusownicy musieli go, tak jak mnie złapać 2 lata temu i przewieść aż tutaj! Nagle ogier wyrwał się policjantowi i podbiegł do mnie.
- Luna! To naprawdę ty! - krzyknął
Od Verdy
Nie wierzę, że Saturn powrócił! Gdy byliśmy mali każdą chwilę spędzaliśmy razem.
Kiedyś wyjechał, ale coś się stało i Saturn nie powrócił.
Od tamtego dnia stałam się tym kim byłam. Oschłą i arogancką klaczą.
Miałam przyjaciół, ale nie szanowałam nikogo poza nimi.
Ale on powrócił! Patrzył no mnie tymi jego czarnymi, głębokimi jak studnia oczami.
Miałam ochotę się na niego rzucić, ale nie mogłam! Ashley tam stała i ten, no Henry.
Chyba między nimi też coś zaiskrzyło. Czy ja powiedziałam "też" ?
Tak to prawdą... Jestem po prostu... No... No wiecie... Zakochana! No i się przyznałam.
Ashley jedzie z Henrym na przejażdżkę. Będziemy oni i my. Sami...
Saturn to koń pokazowy. Zawodowy koń pokazowy. Wstęgi zdobył już cztery razy. Grał w sześciu filmach. W jednym grał główną rolę, jako Fire. Ten film nazywa się chyba... " Kopyta Teksasu" czy coś. Pasłam się na pastwisku. Spoglądałam na niego ukradkiem. On chyba też. W końcu nasze spojrzenia się spotkały. Ja się odwróciłam nieśmiało, a on podszedł:
-Verda...Wiesz co... Henry i Ashley jadą na przejażdżkę, więc jesteśmy zmuszeni tam iść.
-Taa... Nie...Nie... Niestety...
-No to co?
-Nie wiem.
-Masz coś w planach na dziś wieczór?
-Tak.
-Acha...
-A co? Chciałbyś mi coś powiedzieć?
-Bo... Ja...
-Suturn!
-Co?
-Jedziemy nad jezioro! Razem!
-No tak. Zapomniałem...
Kiedyś wyjechał, ale coś się stało i Saturn nie powrócił.
Od tamtego dnia stałam się tym kim byłam. Oschłą i arogancką klaczą.
Miałam przyjaciół, ale nie szanowałam nikogo poza nimi.
Ale on powrócił! Patrzył no mnie tymi jego czarnymi, głębokimi jak studnia oczami.
Miałam ochotę się na niego rzucić, ale nie mogłam! Ashley tam stała i ten, no Henry.
Chyba między nimi też coś zaiskrzyło. Czy ja powiedziałam "też" ?
Tak to prawdą... Jestem po prostu... No... No wiecie... Zakochana! No i się przyznałam.
Ashley jedzie z Henrym na przejażdżkę. Będziemy oni i my. Sami...
Saturn to koń pokazowy. Zawodowy koń pokazowy. Wstęgi zdobył już cztery razy. Grał w sześciu filmach. W jednym grał główną rolę, jako Fire. Ten film nazywa się chyba... " Kopyta Teksasu" czy coś. Pasłam się na pastwisku. Spoglądałam na niego ukradkiem. On chyba też. W końcu nasze spojrzenia się spotkały. Ja się odwróciłam nieśmiało, a on podszedł:
-Verda...Wiesz co... Henry i Ashley jadą na przejażdżkę, więc jesteśmy zmuszeni tam iść.
-Taa... Nie...Nie... Niestety...
-No to co?
-Nie wiem.
-Masz coś w planach na dziś wieczór?
-Tak.
-Acha...
-A co? Chciałbyś mi coś powiedzieć?
-Bo... Ja...
-Suturn!
-Co?
-Jedziemy nad jezioro! Razem!
-No tak. Zapomniałem...
Od Luny - C.D. Esme
Spacerowałam jak zwykle po lesie, niedaleko stadniny. Aż nagle wpadłam w pułapkę
kłusowników, dokładnie jak 2 lata temu. Dlaczego ja zawsze daje się złapać?
Zamknęli mnie w jakiejś altance, razem ze stadem saren. Nie miałam szans
na ucieczkę, bo cały czas pilnowali altanki. Nagle pobiegli do lasu, chyba czegoś gonili.
Udało mi się wyłamać drzwi altanki i uciec do lasu. Już po chwili byłam w stadninie.
Zobaczyłam Arenta i Esme, których goniły psy kłusowników. Czyli to oni mnie uratowali?
kłusowników, dokładnie jak 2 lata temu. Dlaczego ja zawsze daje się złapać?
Zamknęli mnie w jakiejś altance, razem ze stadem saren. Nie miałam szans
na ucieczkę, bo cały czas pilnowali altanki. Nagle pobiegli do lasu, chyba czegoś gonili.
Udało mi się wyłamać drzwi altanki i uciec do lasu. Już po chwili byłam w stadninie.
Zobaczyłam Arenta i Esme, których goniły psy kłusowników. Czyli to oni mnie uratowali?
22 października 2014
Od Esme - C.D.
Następnego dnia po porannym treningu razem z Arentem wymknęliśmy się do lasu jak zwykle na parę godzin. Po wczorajszej kłótni z mama byłam bardzo nabuzowana, ale w stosunku do Arenta tego nie okazywałam.
Poszliśmy nad jezioro, a tam odbiliśmy na południe by zbadać, co kryje się w dotąd nieznanym nam terenie. Spacerowaliśmy dobre pół godziny, gdy w końcu usłyszeliśmy głosy. Myśląc że to nasi ludzie szukający nas powoli szliśmy w ich stronę. Mimo wszystko staraliśmy się być bardzo cicho. Gdy byliśmy już bardzo blisko zobaczyliśmy 4 mężczyzn na szczęście stojących do nas tyłem. Każdy w ręku miał szklaną butelkę, z której co chwila popijał. Nie do końca rozumiałam co mówią, bo mieli dziwny akcent, ale patrzyli się na stadko saren zamkniętych w małej altance, a wśród nich nawet koń, wyglądał jak ta nowa Luna... Oby nic jej nie było. Świętowali schwytanie ich. Oboje z Arentem spojrzeliśmy na siebie przerażeni i powoli zaczęliśmy odchodzić z tego miejsca starając się pamiętać, którędy przyszliśmy, chwilę błądząc po lesie znalazłam zwalone drzewo, które mijaliśmy idąc tam zupełnie jeszcze niczego nie świadomi. Stamtąd już puściliśmy się galopem. Ja biegłam powoli by Arent nie został z tyłu i biegliśmy obok siebie. Niestety był to chyba zły wybór, bo mężczyźni umilkli i było słychać jak co chwila łamią jakąś gałązkę. Przyspieszyliśmy. Wciąż nie biegłam pełną prędkością by nie oddzielić się od Arenta. Bardzo się bałam. Na szczęście mężczyźni nie byli zbyt szybcy, ale za to ich psy tak. Zaczęły nas doganiać i próbowały kąsać, ale za każdym razem dostawały ode mnie lub Arenta mocnego kopniaka. Niestety to spowalniało naszą ucieczkę, ale w porę udało nam się dobiec do toru wyścigowego. Ja znając go doskonale wskazałam Arentowi drogę, musieliśmy skakać. To jedyna opcja ucieczki przed psami. I choć ja nie umiem skakać, to jakoś sobie poradziłam. Arentowi poszło gładziej bo jest specjalistą w biegach przełajowych.
- Szybko, tędy! - powiedziałam nie za głośno i oboje z Arentem stanęliśmy w bramkach startowych, które zamknęły się, na szczęście to nowy sprzęt więc nie wydał przy tym dźwięku. Staliśmy tam chwilę, aż psy przestały ujadać i wraz z mężczyznami wrócili w las. Gdy Frank przyszedł na tor, bo tam zawsze czekałam na trening, bardzo się zdziwił widząc mnie i Arent w bramkach startowych. Otworzył i wypuścił nas i Arent oglądał cały mój trening.
O mały włos uniknęliśmy schwytania przez kłusowników. Ale co z nimi teraz będzie?
(Luna?)
Poszliśmy nad jezioro, a tam odbiliśmy na południe by zbadać, co kryje się w dotąd nieznanym nam terenie. Spacerowaliśmy dobre pół godziny, gdy w końcu usłyszeliśmy głosy. Myśląc że to nasi ludzie szukający nas powoli szliśmy w ich stronę. Mimo wszystko staraliśmy się być bardzo cicho. Gdy byliśmy już bardzo blisko zobaczyliśmy 4 mężczyzn na szczęście stojących do nas tyłem. Każdy w ręku miał szklaną butelkę, z której co chwila popijał. Nie do końca rozumiałam co mówią, bo mieli dziwny akcent, ale patrzyli się na stadko saren zamkniętych w małej altance, a wśród nich nawet koń, wyglądał jak ta nowa Luna... Oby nic jej nie było. Świętowali schwytanie ich. Oboje z Arentem spojrzeliśmy na siebie przerażeni i powoli zaczęliśmy odchodzić z tego miejsca starając się pamiętać, którędy przyszliśmy, chwilę błądząc po lesie znalazłam zwalone drzewo, które mijaliśmy idąc tam zupełnie jeszcze niczego nie świadomi. Stamtąd już puściliśmy się galopem. Ja biegłam powoli by Arent nie został z tyłu i biegliśmy obok siebie. Niestety był to chyba zły wybór, bo mężczyźni umilkli i było słychać jak co chwila łamią jakąś gałązkę. Przyspieszyliśmy. Wciąż nie biegłam pełną prędkością by nie oddzielić się od Arenta. Bardzo się bałam. Na szczęście mężczyźni nie byli zbyt szybcy, ale za to ich psy tak. Zaczęły nas doganiać i próbowały kąsać, ale za każdym razem dostawały ode mnie lub Arenta mocnego kopniaka. Niestety to spowalniało naszą ucieczkę, ale w porę udało nam się dobiec do toru wyścigowego. Ja znając go doskonale wskazałam Arentowi drogę, musieliśmy skakać. To jedyna opcja ucieczki przed psami. I choć ja nie umiem skakać, to jakoś sobie poradziłam. Arentowi poszło gładziej bo jest specjalistą w biegach przełajowych.
- Szybko, tędy! - powiedziałam nie za głośno i oboje z Arentem stanęliśmy w bramkach startowych, które zamknęły się, na szczęście to nowy sprzęt więc nie wydał przy tym dźwięku. Staliśmy tam chwilę, aż psy przestały ujadać i wraz z mężczyznami wrócili w las. Gdy Frank przyszedł na tor, bo tam zawsze czekałam na trening, bardzo się zdziwił widząc mnie i Arent w bramkach startowych. Otworzył i wypuścił nas i Arent oglądał cały mój trening.
O mały włos uniknęliśmy schwytania przez kłusowników. Ale co z nimi teraz będzie?
(Luna?)
21 października 2014
Od Dan'a - C.D. Nexus
- Chyba nie bardzo jest gdzie.. Pastwisko ma tak trochę,... No wiesz... Rów po tornadzie.
- A no tak..
- No niestety.. Do zobaczenia na następnym treningu - powiedziałem już ciągnięty przez Yolandi.
- Pa!
Zaprowadzili mnie na maneż, do wszystkich innych ogierów.. Nexus poszła na halę do klaczy.
Reszta dnia pozostała mi na zapoznawaniu się ze stadem. Całkiem fajne konie. Ale jednak cały czas zerkałem na halę, czy aby nie pojawia się w nich Nexus.
Następnego dnia znów był trening, a na nim Nexus.
- Witaj, Nexus.
- Cześć, Dan.
- Jak minął ci wczorajszy dzień i noc?
(Nex?)
- A no tak..
- No niestety.. Do zobaczenia na następnym treningu - powiedziałem już ciągnięty przez Yolandi.
- Pa!
Zaprowadzili mnie na maneż, do wszystkich innych ogierów.. Nexus poszła na halę do klaczy.
Reszta dnia pozostała mi na zapoznawaniu się ze stadem. Całkiem fajne konie. Ale jednak cały czas zerkałem na halę, czy aby nie pojawia się w nich Nexus.
Następnego dnia znów był trening, a na nim Nexus.
- Witaj, Nexus.
- Cześć, Dan.
- Jak minął ci wczorajszy dzień i noc?
(Nex?)
Od Nexus - C.D. Dan'a
- Dziękuję twoje też jest niczego sobie - uśmiechnęłam się - Miło cię poznać
- Czemu stoisz tak sama zamiast być bardziej przy reszcie?
- Bo ja jestem taka mało lubiana... da się przyzwyczaić.
- Ja cię lubię
- Pierwszy raz mnie widzisz - uśmiechnęłam się
- A czy mógłbym cię poznać?
- Co chciałbyś wiedzieć?
Spojrzał na mnie i zaczął kłusować wokoło
- Czy lubisz biegać?
Co za pytanie?! Kto nie lubi?
- Bardzo.
Zaczęliśmy kłusować wokoło naszego pastwiska. Potem z kłusa, przeszliśmy do galopu. Zaczęłam przyśpieszać do cwału. Po chwili skończyło się tym że zaczęliśmy ścigać. Jedno, drugie, trzecie, szóste. Zwolniłam do kłusa ledwie żywa. Dan też zwolnił.
- Niezły trening-powiedziałam zmęczona.
- T...tak - powiedział zdyszany
- Dzięki - zaczęłam - Może poskubiemy trawy?
(Dan?)
- Czemu stoisz tak sama zamiast być bardziej przy reszcie?
- Bo ja jestem taka mało lubiana... da się przyzwyczaić.
- Ja cię lubię
- Pierwszy raz mnie widzisz - uśmiechnęłam się
- A czy mógłbym cię poznać?
- Co chciałbyś wiedzieć?
Spojrzał na mnie i zaczął kłusować wokoło
- Czy lubisz biegać?
Co za pytanie?! Kto nie lubi?
- Bardzo.
Zaczęliśmy kłusować wokoło naszego pastwiska. Potem z kłusa, przeszliśmy do galopu. Zaczęłam przyśpieszać do cwału. Po chwili skończyło się tym że zaczęliśmy ścigać. Jedno, drugie, trzecie, szóste. Zwolniłam do kłusa ledwie żywa. Dan też zwolnił.
- Niezły trening-powiedziałam zmęczona.
- T...tak - powiedział zdyszany
- Dzięki - zaczęłam - Może poskubiemy trawy?
(Dan?)
Od Verdy
Miałam trening skoków. Razem ze mną trenowała Pacyfika.
Byłam przy 7 kopercie, gdy nagle telefon Ashley zadzwonił. Zatrzymałam się w ostatniej chwili. Ashley zsiadła ze mnie i odebrała:
- Hej Henry! No co ty nie powiesz! Świetnie! Ucieszy się! Ciekawe czy go pamięta!
Trochę minęło. Nie wierzę, że go odnalazłeś! Dlaczego nie dzwoniłeś?
I tak gadała przez całą godzinę. W końcu się rozłączyła. Powiedziała na głos:
- A więc przyjedzie nowy koń!
Po treningu pobiegłam na pastwisko.
- Słuchajcie wszyscy! Przyjedzie nowy koń!
- A ty skąd wiesz? - spytała Evo
- Słyszałam jak Ashley rozmawiała przez telefon!
Następnego dnia przyjechał samochód z piękną czerwoną przyczepą dla konia.
Wysiadł z niego młody mężczyzna i otworzył przyczepę.
Ashley mnie przyprowadziła. Stanął przede mną dostojny ogier z błękitną wstęgi.
- Ach, to ty jesteś tą klaczą, którą miałem spotkać.
- Skąd ja cię znam. - zaczęłam się zastanawiać.
- Jak masz na imię?
- Verda
- A ja jestem...
- Saturn? Nie wierzę!
- Czekaj, czekaj... Verda!
- Gdzie ty się podziewałeś?
- Sam nie wiem!
Byłam przy 7 kopercie, gdy nagle telefon Ashley zadzwonił. Zatrzymałam się w ostatniej chwili. Ashley zsiadła ze mnie i odebrała:
- Hej Henry! No co ty nie powiesz! Świetnie! Ucieszy się! Ciekawe czy go pamięta!
Trochę minęło. Nie wierzę, że go odnalazłeś! Dlaczego nie dzwoniłeś?
I tak gadała przez całą godzinę. W końcu się rozłączyła. Powiedziała na głos:
- A więc przyjedzie nowy koń!
Po treningu pobiegłam na pastwisko.
- Słuchajcie wszyscy! Przyjedzie nowy koń!
- A ty skąd wiesz? - spytała Evo
- Słyszałam jak Ashley rozmawiała przez telefon!
Następnego dnia przyjechał samochód z piękną czerwoną przyczepą dla konia.
Wysiadł z niego młody mężczyzna i otworzył przyczepę.
Ashley mnie przyprowadziła. Stanął przede mną dostojny ogier z błękitną wstęgi.
- Ach, to ty jesteś tą klaczą, którą miałem spotkać.
- Skąd ja cię znam. - zaczęłam się zastanawiać.
- Jak masz na imię?
- Verda
- A ja jestem...
- Saturn? Nie wierzę!
- Czekaj, czekaj... Verda!
- Gdzie ty się podziewałeś?
- Sam nie wiem!
Ogłoszenia parafialne #2 - Przeprosiny i aktualizacje są złe!
Blogger zaktualizował funkcję dodawania <> jeżeli jakiś tekst znajdzie się pomiędzy znakami, to po prostu wszystko znika przykładowo
ale zapewne nie widzicie tego co napisałam w <>. Dlatego też przepraszam, bo nawet jeżeli było dodane to w opowiadaniu, to tego nie widać... Od teraz będziemy używać do tego nawiasów (), ktre MUSZĄ byc na samym końcu opowiadania : )
ale zapewne nie widzicie tego co napisałam w <>. Dlatego też przepraszam, bo nawet jeżeli było dodane to w opowiadaniu, to tego nie widać... Od teraz będziemy używać do tego nawiasów (), ktre MUSZĄ byc na samym końcu opowiadania : )
Od Luny
Coraz mniej podoba mi się to miejsce. Ale niedawno odkryłam coś nie zwykłego.
Zobaczyłem jak jakieś konie wymknęły się do lasunad jezioro. Czyli stąd jest jakieś wyjście! Już następnego dnia znalazłam je. Prawie codziennie wymykałam się do lasu, to była moja tajemnica. Przecież nie miałam nic innego do roboty. Nie miałam talentu do zawodów, więc nie trenowałam. Tak naprawdę nic mnie z tym miejscem nie łączy!
Nie mam przyjaciół i w ogóle jestem tu niepotrzebna! Planuję pewnego dnia stąd uciec, ale nadal nie mogę podjąć ostatecznej decyzji.
Zobaczyłem jak jakieś konie wymknęły się do lasunad jezioro. Czyli stąd jest jakieś wyjście! Już następnego dnia znalazłam je. Prawie codziennie wymykałam się do lasu, to była moja tajemnica. Przecież nie miałam nic innego do roboty. Nie miałam talentu do zawodów, więc nie trenowałam. Tak naprawdę nic mnie z tym miejscem nie łączy!
Nie mam przyjaciół i w ogóle jestem tu niepotrzebna! Planuję pewnego dnia stąd uciec, ale nadal nie mogę podjąć ostatecznej decyzji.
Od Dana ,,Nowy świat"
Choć moje dzieciństwo pozostawia wiele do życzenia to nie narzekam. I mimo iż trafiłem do stajni tuż po przejściu tornada, to nic. Przetrwam i to. Treningi praktycznie się nie odbywały. Ale mimo wszystko, jakimś cudem ujrzałem piękną klacz. Karą. Gracja z jaką się poruszała zwaliła mnie z nóg. Było w niej coś... Innego... Cudownego... Akurat szykowałem się do treningu.. Ona też...
Po kilku minutach stałem podniecony na podwórzu. Wsiadła na mnie Yolandi, na nią jakaś inna kobieta. Jeździliśmy po połowie pustego miejsca na torze (potem był rów po tornadzie). W krótkiej chwili na przerwę odważyłem się zagadać.
- Witaj piękna damo, zwą mnie Dan. A ciebie, jeśli wolno spytać?
- Nexus.
- Piękne imię.
(Nexus?)
Po kilku minutach stałem podniecony na podwórzu. Wsiadła na mnie Yolandi, na nią jakaś inna kobieta. Jeździliśmy po połowie pustego miejsca na torze (potem był rów po tornadzie). W krótkiej chwili na przerwę odważyłem się zagadać.
- Witaj piękna damo, zwą mnie Dan. A ciebie, jeśli wolno spytać?
- Nexus.
- Piękne imię.
Od Esme - C.D.
Po kolejnych dwóch dniach prawie byliśmy parą. Co prawda bardzo nieoficjalnie, ponieważ nawet sobie jeszcze tego nie wyznaliśmy, ale też dlatego że mama i tata wpadli by w szał. Niestety, nasze zauroczenie było widać na kilometr, a mama jest dość bystra. Pewnego dnia od razu gdy weszłam na pastwisko zatrzymała mnie.
- Nie pozwalam ci! Od dziś na pastwisku jesteś cały czas obok mnie. Co ty sobie wyobrażasz?! Masz dopiero rok i już kręcisz i to w dodatku z kucykiem!
- To nie twoja sprawa! Czy ty nigdy nie byłaś młoda? Czy ty nigdy nie byłaś zakochana?
- Nie to się teraz liczy, ale twoja kariera!
- Co się z tobą stało? We wszystkich opowieściach jestes miłą klaczą, a dla mnie jesteś okropną matką!
- Nie pozwalaj sobie ty smarkulo!
- Kim ty jesteś? No kim?!
I tu nie odpowiedziała...
- Bo na pewno nie jesteś moją matką!
Spojrzała na mnie gniewnie i już miała coś powiedzieć, a raczej wykrzyczeć, ale odeszłam. Tego dnia przez nią nie miałam ochoty rozmawiać nawet z Arentem, a na treningu ciągle się potykałam. To wszystko jej wina!
Ale z drugiej strony było mi szkoda Arenta... Biedak nie wiedział o co chodzi, a ja go odrzucałam.. Nie chciałam tego, ale matka nie dawała mi żyć...
C.D.N.
- Nie pozwalam ci! Od dziś na pastwisku jesteś cały czas obok mnie. Co ty sobie wyobrażasz?! Masz dopiero rok i już kręcisz i to w dodatku z kucykiem!
- To nie twoja sprawa! Czy ty nigdy nie byłaś młoda? Czy ty nigdy nie byłaś zakochana?
- Nie to się teraz liczy, ale twoja kariera!
- Co się z tobą stało? We wszystkich opowieściach jestes miłą klaczą, a dla mnie jesteś okropną matką!
- Nie pozwalaj sobie ty smarkulo!
- Kim ty jesteś? No kim?!
I tu nie odpowiedziała...
- Bo na pewno nie jesteś moją matką!
Spojrzała na mnie gniewnie i już miała coś powiedzieć, a raczej wykrzyczeć, ale odeszłam. Tego dnia przez nią nie miałam ochoty rozmawiać nawet z Arentem, a na treningu ciągle się potykałam. To wszystko jej wina!
Ale z drugiej strony było mi szkoda Arenta... Biedak nie wiedział o co chodzi, a ja go odrzucałam.. Nie chciałam tego, ale matka nie dawała mi żyć...
C.D.N.
20 października 2014
Od Esme
Od czasu wielkich wydarzeń ciągle trenuję. Na pastwisku bywam rzadko, około 2-wóch godzin dziennie i nie mam czasu by biegać bo jestem głodna. Treningi zajmują mi praktycznie cały dzień mierzą mi czas, sprawdzają wytrzymałość.. Po pierwszym dniu byłam podekscytowana, ale potem zaczęłam się wykańczać. Byłam wiecznie zmęczona, a moje zamiłowanie do biegania zaczęło wygasać. Potrzebowałam odpoczynku...
W tym wszystkim starałam się utrzymywać dobre kontakty z Arentem. Poświęcałam na to wieczory i poranki, czasami nawet całe noce.
Tiffany widząc co się dzieje zupełnie odseparowała mnie od innych koni. Zbudowali mi spory boks na środku hali. Rzadko korzystają z niej o tej porze roku. Dopóki mogą to łapią ostatnie promienie słońca, a nie światło z lamp na hali. Przez to wszystko iskry będące między mną, a Arentem zaczęły wygasać. Tak bardzo za nim tęskniłam, ale nie miałam jak to zmienić. W ciągu najbliższyh dni moje wyniki zaczęły się pogarszać. Tiffany nakazała Frankowi by przystopował i treningi były o 1/4 krótsze. Poskutkowało. Teraz na pastwisku spędzałam aż 4 godziny co dawało mi chwile na kontakty z Arentem. I znów zaczynało iskrzyć. I choć fizycznie byłam za młoda na miłość to psychicznie byłam już w pełni dojrzała i gotowa na stały związek.
Czasami wymykaliśmy się z pastwiska i szliśmy do lasu, nad jezioro. Często przez to spóźniałam się na treningi, ale Frank mi to wybaczał, bo znów poprawiałam swoje wyniki.
Zaczęłam być szczęśliwa.
C.D.N.
W tym wszystkim starałam się utrzymywać dobre kontakty z Arentem. Poświęcałam na to wieczory i poranki, czasami nawet całe noce.
Tiffany widząc co się dzieje zupełnie odseparowała mnie od innych koni. Zbudowali mi spory boks na środku hali. Rzadko korzystają z niej o tej porze roku. Dopóki mogą to łapią ostatnie promienie słońca, a nie światło z lamp na hali. Przez to wszystko iskry będące między mną, a Arentem zaczęły wygasać. Tak bardzo za nim tęskniłam, ale nie miałam jak to zmienić. W ciągu najbliższyh dni moje wyniki zaczęły się pogarszać. Tiffany nakazała Frankowi by przystopował i treningi były o 1/4 krótsze. Poskutkowało. Teraz na pastwisku spędzałam aż 4 godziny co dawało mi chwile na kontakty z Arentem. I znów zaczynało iskrzyć. I choć fizycznie byłam za młoda na miłość to psychicznie byłam już w pełni dojrzała i gotowa na stały związek.
Czasami wymykaliśmy się z pastwiska i szliśmy do lasu, nad jezioro. Często przez to spóźniałam się na treningi, ale Frank mi to wybaczał, bo znów poprawiałam swoje wyniki.
Zaczęłam być szczęśliwa.
C.D.N.
Od Luny
Zaczęło się od tego, że Sara (moja właścicielka) dostała niepowtarzalną
propozycje studiowania na Harwardzie, jednym z najlepszych amerykańskich
uniwersytetów.
Mnie oddała do stadniny i obiecała, że zobaczymy się nie długo. Byłam taka podekscytowana jeszcze nigdy nie byłam w stadninie, większość życia spędziłam na wolnośći. Całą noc jechałam pociągiem, aż wreszcie moim oczom ukazała się wspaniała łąka i kilka wielkich budynków. Ale nie wszystko było tak jak myślałam....
Czułam się nieswojo w zagrodzie, czy w boksie, przyzwyczaiłam się do nieograniczonej przestrzeni. Już pierwszego dnia ,,pokazałam co umiem''. Na treningu zrzuciłam z siodła trenera...Nie moja wina, że nie przewidzieli, że nikt mnie jeszcze nie dosiadał! Po tym incydencie konie patrzyły na mnie jak na odmieńca, nie dziwie się im, bo sama tak się czułam. Poza tym dostałam nowe przezwisko Pomy-luna - bo sama tak się czułam.
Mnie oddała do stadniny i obiecała, że zobaczymy się nie długo. Byłam taka podekscytowana jeszcze nigdy nie byłam w stadninie, większość życia spędziłam na wolnośći. Całą noc jechałam pociągiem, aż wreszcie moim oczom ukazała się wspaniała łąka i kilka wielkich budynków. Ale nie wszystko było tak jak myślałam....
Czułam się nieswojo w zagrodzie, czy w boksie, przyzwyczaiłam się do nieograniczonej przestrzeni. Już pierwszego dnia ,,pokazałam co umiem''. Na treningu zrzuciłam z siodła trenera...Nie moja wina, że nie przewidzieli, że nikt mnie jeszcze nie dosiadał! Po tym incydencie konie patrzyły na mnie jak na odmieńca, nie dziwie się im, bo sama tak się czułam. Poza tym dostałam nowe przezwisko Pomy-luna - bo sama tak się czułam.
Od Kaena ,,Co to się porobiło?"
Wyjechałem na przejażdżke w teren, wracam a tu dziura po tornadzie, Hero z połamanymi nogami u weterynarza bez szans na życie.. A ja pojechałem tylko na jedną przejażdżkę? Zaczyna mnie to przerażać. Nie było mnie przy mojej armii kiedy tego potrzebowała na szczęście Fauna spisała się na medal. Poradziła sobie świetnie. Jednak bardzo przeraża mnie fakt że w lesie są kłusownicy.
Co z nimi zrobić?
Wysłałem na zwiad Camelota. Oby sobie poradził...
Co z nimi zrobić?
Wysłałem na zwiad Camelota. Oby sobie poradził...
Informacja
Nie chcę nikogo obrażać, ale nie stosujecie znaków <> ani C.D.N. Nie jestem jasnowidzem i niewiem czy ktoś chce żeby ktoś dokończył czy nie. To jest dla mnie nieco kłopotliwe. Błagam używajcie tego. To pozwala na prowadzenie ciekawszych wątków. Naprawdę. Były czasy że na CHH 20 opowiadań leciało na zasadzie jakaś tam historia i w tedy Evolet pisze coś tam coś tam i (Arrow?) a potem Arrow pisz jakiś tekst i (Parnasuss?) a potem Parnasuss a (Primanuss?)on itd.
Naprawde dzięki temu można stworzyć jedną wielką ciągłą historię, a ja choćbym chciała to nie wiem kto miałby takie opowiadanie to dokończyć.
To taka mała prośba z mojej strony : P
Naprawde dzięki temu można stworzyć jedną wielką ciągłą historię, a ja choćbym chciała to nie wiem kto miałby takie opowiadanie to dokończyć.
To taka mała prośba z mojej strony : P
Od Verdy
Od wypadku Hero codziennie go odowiedzałam.
Niestety nie czuł się lepiej.
Bał się , że nigdy nie wróci na tor. Starałam się go pocieszyć.
W końcu usłyszałam coś strasznego:
- Wykryto u ciebie wadę serca!
- Ale jak to?
- Gdy Cię badali!
- I co z tego wynika?
- Będziesz mieć przeszczep serca !
- Ale jak? Tutejszy weterynarz umie go zrobić?
- Nie. Jedziesz do Londynu!
- Jak mnie tam zawiodą?
- Lecisz samolotem.
Wyszłam zostawiając Hero z jego myślami.
Na pastwisku było zamieszanie.
- I co u Hero?
- Jak się czuje?
I tak w kółko. Evo uspokoiła stado.
Jestem wdzięczna Epson za naukę języka.
Zajęłam się roznoszenie do boksów naszej gazety.
Hero na pierwszej stronie- coś takiego!
Było jeszcze coś...
C.D.N.
Niestety nie czuł się lepiej.
Bał się , że nigdy nie wróci na tor. Starałam się go pocieszyć.
W końcu usłyszałam coś strasznego:
- Wykryto u ciebie wadę serca!
- Ale jak to?
- Gdy Cię badali!
- I co z tego wynika?
- Będziesz mieć przeszczep serca !
- Ale jak? Tutejszy weterynarz umie go zrobić?
- Nie. Jedziesz do Londynu!
- Jak mnie tam zawiodą?
- Lecisz samolotem.
Wyszłam zostawiając Hero z jego myślami.
Na pastwisku było zamieszanie.
- I co u Hero?
- Jak się czuje?
I tak w kółko. Evo uspokoiła stado.
Jestem wdzięczna Epson za naukę języka.
Zajęłam się roznoszenie do boksów naszej gazety.
Hero na pierwszej stronie- coś takiego!
Było jeszcze coś...
C.D.N.
Mohylew II ,,Niecodzienna codzinność"
Niedawno spod skrzydeł mojej szkoły uciekła, a właściwie została wypuszczona Esmeralda. Dobra uczennica. Ale to co osiąga teraz jest znacznie lepsze. Mimo swojego wieku jest bardzo dojrzała. Jednak ten postęp w dorastaniu sprawił ż niektóre ogiery zaczęły sie za nią oglądać. Trochę mnie to martwi, a Evolett jest tym zdruzgotana. Jak każdego dnia wypuszczają nas na pastwisko, jednak Hero dosyć szybko z niego zszedł, z resztą nie sam. W poniedziałki ma trening z Epson. To szybka klacz, a zatem duża konkurencja. Niestety tego dnia nie widziałam już więcej Hero. Epson mówiła że zasłabł i jest u weterynarza i prawdopodobine nie żyje i że jego właścicielce też się coś stało. Verdę szybko zabrali na miejsce by mogła spotkać się z nim. Po chwili znów życie weszło na odpowiedni bieg. Jednak nie na długo.
- Szybko! Wypuścić konie! Konie które są osiodłane niech idą z jeźdźcami! Zapanujemy częściowo nad stadem! Biegnijcie jak najdalej w las! - krzyczała Tiffany przerażona. Spojrzałam w bok i zobaczyłam ogromną trąbę powietrzną. Nadchodziła ze strony toru wyścigowego. Przejdzie dokładnie przez nasze pastwisko! Wpadłam w panikę, jednak nie ja jedna. Doradca wojskowy, chwilowo zastępujący przywódcę wojska uspokajał wojskowych i nakazał trzymać fason. Wytłumaczył im że w lesie mogą być kłusownicy i że w takiej sytuacji należy bezwzględnie ich atakować. Wszyscy pokiwali głowami. Po kilku sekundach Wszyscy wybiegaliśmy dziurą w płocie, którą zrobili samochodem. Evolett odważnie prowadziła stado, a obok niej biegła Esme.
- Mamo, dokąd biegniemy?
- Okrążymy tornado. To najbezpieczniejsza opcja.
- Nie możemy!
- Dlaczego?
- Po tamtej stronie lasu są kłusownicy. Widziałam ich z Arentem, gonili nas! W zagrodzie mieli stado saren i kuca!
- W porządku!
Evo nieco skręciła i obserwowaliśmy jak tornado przechodzi przez tor wyścigowy, potem przez stajnię i na koniec przez nasze pastwisko. Latało w nim pełno desek z płotów i z naszej stajni. Przez sam środek szedł ogromny tunel. Evolett w pośpiechu ruszyła w stronę stadniny, a za nią całe stado. Pędziła szybciej niż kiedykolwiek. Została tam Tiffany.
Gdy dobiegliśmy na miejsce zastaliśmy Tiff poranioną drzazgami i częściowo podartym ubraniem. Klęczała i płakała. Coś co budowała latami, co było jej marzeniem, właśnie odeszło razem z tornadem.
Evolett na darmo ją pocieszała. W końcu Tiff upadła i płacząc leżała tak do końca dnia. W tym czasie pracownicy stajni rozdzielili nas według płci i ogiery zostały zamknięte na maneżu a klacze na hali. Jedyne dwa miejsca dla koni, które pozostały całe. I nam i im nawrzucali sporo siana. To było tragiczne wydarzenie.
Dzisiejsze zdarzenia, można opisać tylko jako niecodzienna codzienność.
- Szybko! Wypuścić konie! Konie które są osiodłane niech idą z jeźdźcami! Zapanujemy częściowo nad stadem! Biegnijcie jak najdalej w las! - krzyczała Tiffany przerażona. Spojrzałam w bok i zobaczyłam ogromną trąbę powietrzną. Nadchodziła ze strony toru wyścigowego. Przejdzie dokładnie przez nasze pastwisko! Wpadłam w panikę, jednak nie ja jedna. Doradca wojskowy, chwilowo zastępujący przywódcę wojska uspokajał wojskowych i nakazał trzymać fason. Wytłumaczył im że w lesie mogą być kłusownicy i że w takiej sytuacji należy bezwzględnie ich atakować. Wszyscy pokiwali głowami. Po kilku sekundach Wszyscy wybiegaliśmy dziurą w płocie, którą zrobili samochodem. Evolett odważnie prowadziła stado, a obok niej biegła Esme.
- Mamo, dokąd biegniemy?
- Okrążymy tornado. To najbezpieczniejsza opcja.
- Nie możemy!
- Dlaczego?
- Po tamtej stronie lasu są kłusownicy. Widziałam ich z Arentem, gonili nas! W zagrodzie mieli stado saren i kuca!
- W porządku!
Evo nieco skręciła i obserwowaliśmy jak tornado przechodzi przez tor wyścigowy, potem przez stajnię i na koniec przez nasze pastwisko. Latało w nim pełno desek z płotów i z naszej stajni. Przez sam środek szedł ogromny tunel. Evolett w pośpiechu ruszyła w stronę stadniny, a za nią całe stado. Pędziła szybciej niż kiedykolwiek. Została tam Tiffany.
Gdy dobiegliśmy na miejsce zastaliśmy Tiff poranioną drzazgami i częściowo podartym ubraniem. Klęczała i płakała. Coś co budowała latami, co było jej marzeniem, właśnie odeszło razem z tornadem.
Evolett na darmo ją pocieszała. W końcu Tiff upadła i płacząc leżała tak do końca dnia. W tym czasie pracownicy stajni rozdzielili nas według płci i ogiery zostały zamknięte na maneżu a klacze na hali. Jedyne dwa miejsca dla koni, które pozostały całe. I nam i im nawrzucali sporo siana. To było tragiczne wydarzenie.
Dzisiejsze zdarzenia, można opisać tylko jako niecodzienna codzienność.
Od Hero
- Hej!
- Hej Hero! - odpowiedziała Esme widocznie ucieszona.
- Widziałem cię na torze! Zasuwasz jak odrzutowiec!
- Dzięki
- Teraz trenuj, bo wyjdziesz z formy!
- O to się nie martw!
Odszedłem, bo Emma mnie wołała.
- Więc czas na tor - pomyślałem.
Ostatnio mam kłopoty z kondycją. Nie mogę złapać tchu i zwalniam.
Najpierw myślałem, że to przez przerwę w treningach, kiedy Emma złamała nogę.
Ale zaczyna się robić poważnie.
Na torze stał już Frank ze stoperem.
Zrobiłem 3 okrążenia i się zmęczyłem, dlatego Emma dała mi odpocząć.
Rozmawiała z Frankiem dość długo.
W końcu na mnie wsiadła i pobiegłem.
Udało się mi wycisnąć z trudem osiem okrążeń.
- Brawo Hero! - krzyknęła Emma.
Nagle zrobiło się ciemno. Poczułem ból w klatce piersiowej i usłyszałem krzyk Emmy:
- Hero co się stało? Nieeeeee! - i wszystko ucichło.
Usłyszałem coś... Pikanie.... Rżenie....
Otworzyłem oczy i usłyszałem krzyk:
- On żyje! - to weterynarz - Emma by się ucieszyła, ale jest w śpiączce...
Poczułem się słabo i znów zrobiło się ciemno.
Kiedy znowu otworzyłem oczy nikogo nie było.
Miałem złamane wszystkie nogi.
Nagle weszła Verda:
- Hero żyjesz! Wszyscy mówią, że umarłeś!
- Ale co się stało? - spytałem ledwo wydobywając z siebie głos.
- Sama nie wiem. Ludzie mówią, że zasłabłeś podczas biegu i wszyscy myśleli, że nie żyjesz i już mieli cię uznać za... no wiesz trupa, a ty nagle się budzisz i wszyscy są byli szczęśliwi, ale kiedy znowu zemdlałeś myśleli, że to pobudka przed śmiercią.
Mają cie zaraz pochować.
Verda pobiegła bez pożegnania.
Zastanawiałem się co stało się z Emmą. "Jest w śpiączce"- co jej jest?
Nagle wbiegła Verda razem z Tiffani i weterynarzem.
- Nic mu nie jest! - oznajmił weterynarz.
Zostałem u niego przez następny miesiąc. Emma się nie pojawiała.
Ciągle mdlałem, a po kilku minutach budziłem się. Nigdy nie czułem się taki słaby!
C.D.N.
- Hej Hero! - odpowiedziała Esme widocznie ucieszona.
- Widziałem cię na torze! Zasuwasz jak odrzutowiec!
- Dzięki
- Teraz trenuj, bo wyjdziesz z formy!
- O to się nie martw!
Odszedłem, bo Emma mnie wołała.
- Więc czas na tor - pomyślałem.
Ostatnio mam kłopoty z kondycją. Nie mogę złapać tchu i zwalniam.
Najpierw myślałem, że to przez przerwę w treningach, kiedy Emma złamała nogę.
Ale zaczyna się robić poważnie.
Na torze stał już Frank ze stoperem.
Zrobiłem 3 okrążenia i się zmęczyłem, dlatego Emma dała mi odpocząć.
Rozmawiała z Frankiem dość długo.
W końcu na mnie wsiadła i pobiegłem.
Udało się mi wycisnąć z trudem osiem okrążeń.
- Brawo Hero! - krzyknęła Emma.
Nagle zrobiło się ciemno. Poczułem ból w klatce piersiowej i usłyszałem krzyk Emmy:
- Hero co się stało? Nieeeeee! - i wszystko ucichło.
Usłyszałem coś... Pikanie.... Rżenie....
Otworzyłem oczy i usłyszałem krzyk:
- On żyje! - to weterynarz - Emma by się ucieszyła, ale jest w śpiączce...
Poczułem się słabo i znów zrobiło się ciemno.
Kiedy znowu otworzyłem oczy nikogo nie było.
Miałem złamane wszystkie nogi.
Nagle weszła Verda:
- Hero żyjesz! Wszyscy mówią, że umarłeś!
- Ale co się stało? - spytałem ledwo wydobywając z siebie głos.
- Sama nie wiem. Ludzie mówią, że zasłabłeś podczas biegu i wszyscy myśleli, że nie żyjesz i już mieli cię uznać za... no wiesz trupa, a ty nagle się budzisz i wszyscy są byli szczęśliwi, ale kiedy znowu zemdlałeś myśleli, że to pobudka przed śmiercią.
Mają cie zaraz pochować.
Verda pobiegła bez pożegnania.
Zastanawiałem się co stało się z Emmą. "Jest w śpiączce"- co jej jest?
Nagle wbiegła Verda razem z Tiffani i weterynarzem.
- Nic mu nie jest! - oznajmił weterynarz.
Zostałem u niego przez następny miesiąc. Emma się nie pojawiała.
Ciągle mdlałem, a po kilku minutach budziłem się. Nigdy nie czułem się taki słaby!
C.D.N.
19 października 2014
Kilka informacji o najbliższych tygodniach czyli ogłoszenia parafialne #1
W najbliższych tygodniach planuję wprowadzić opcję zarabianie, ponieważ jak na razie zarobki były tylko za zawody, do których by się zapisać, trzeba kupić sprzęt. Mam nadzieję że w tym tygodniu uda mi się wymyślić jakiś sensowny system. Wiem że chcę by ta praca, którą wybieramy miała większy sens. Bo to z niej będą płynęły dochody. W tedy też praca dostanie osobną zakładkę, w której będą wszystkie informacje o niej. Mam w planach bardziej rozwinąć specjalizację westernową, bo jak na razie western to po prostu western i nie ma podziału na poszczególne kategorie. W ciągu tygodnia po wprowadzeniu zmian odnośnie pracy chcę zorganizować zawody. Pragnę także zorganizować pewien projekt w połączeniu z inną stadniną koni, ale na razie nie znalazłam odpowiedzniej stadniny. Jeśli macie propozycję stadniny, która mogłaby z nami współpracować to napiszcie mi w komentarzu lub na Howrse. To chyba na tyle.
No i głównym punktem ogłoszeń parafialnych jest to że poszukuję moderatora/administratora. W tej sprawie prosze o kontakt na Howrse lub Equideow.
Pozdrawiam,
Nela112
No i głównym punktem ogłoszeń parafialnych jest to że poszukuję moderatora/administratora. W tej sprawie prosze o kontakt na Howrse lub Equideow.
Pozdrawiam,
Nela112
Od Esme - C.D. Arenta
- Moja mama, to ukochany koń Tiffany, właścicielki stajni.
- A tata?
- Tata inny niż wszyscy...
- Ile masz lat?
- 1 rok, a co?
- Ja mam 2,5...
- I...
- Nic, tak po prostu pytam. A jak rodzice mają na imię?
- Evolett i Arrow, ale mam jeszcze siostry, Emirę i Erwę. Ale one mnie nie lubią...
- Dlaczego tak sądzisz?
- Nic o nich nie wiem. Nie interesują się mną od urodzenia... Nikt tuta mnie nie lubi...
- Ja cię lubię...
- Tak? - Spojrzałam na niego z nadzieją w oczach
- Tak, jesteś sympatyczna i...
- I co?
Nie odpowiadał mi przez chwilę. I gdy już miał coś powiedzieć mama nam przerwała..
- Esme, kto to jest?
- Nowy w naszej stajni...
- Idź do... Do taty. Chyba cię wołał...
- Dobrze mamo.. - i choć wiedziałam że to nieprawdz to po prostu sobie poszłam.
Szukałam Hero bo mi się nudziło, ale chyba poszedł na trening, bo go nie było.
Przypomniałam sobie jeo słowa ,,Ciesz się życiem",,Biegaj". Coś mnie tknęło..
Z miejsca ruszyłam galopem i biegłam przed siebie aż płot mi się nie skończył i wtedy skręciłam. Wiatr w grzywie, coś cudownego!
Nim się obejrzałam mama zatarasowała mi trasę.
- Czyś ty zmysły postradała?!
- Dlaczego, o co ci chodzi?
- Chcesz zawału dostać, jak ty w ogóle się zachowujesz?
- Dlaczego zawału, jak się zachowuję?
- Zachowujesz się na pewno nie jak wysoko postawiony koń. Przebiegłaś 27 okrążeń wokół pastwiska i biegasz dalej! Przemęczysz się!
- Nie, prawie w ogóle się nie zmęczyłam!
- Nie podnoś na mnie głosu!
- To ty nie podnoś!!! - wrzasnęłam i pobiegłam dalej.
Biegając zauważyłam pana Franka. Trenera koni wyscigowych. Przyglądał mi się z zaciekawieniem. A ja biegłam i biegłam.. Minęło około pół godziny biegania, a on dalej na mnie patrzył. Gdy w końcu sobie poszedł poczułam się nieco swobodniej. Powoli zaczynałam się męczyć, gdy nagle zaczął doganiać mnie Hero. Nic dziwnego.. Był bardzo szybki. Trenował od urodzenia.
Przyspieszyłam i to ja biegłam przodem. Zrobiliśmy 4 kółka i Hero gwałtownie zaczął zwalniać zupełnie oblany potem. Zwolniłam i zawróciłam.
- Hero co sie dzieje?
- Nic, po prostu się zmęczyłem...
- Jak to? Na mnnie dopiero pojawiają się pierwsze krople potu...
- Ja.. Ja nie wiem.. Ty jesteś inna..
- Jak to?! Jak śmiesz tak do mnie mówić?!
- Nie w tym sensie.. Jesteś dużo ponad normą... Masz jakieś super moce...
- Co ty bredzisz?!
- Jesteś super szybka i super wytrzymała..
- Ale.... Dlaczego?
- Spójrz w geny.. z jednej strony koń Arabski, szybki i wytrzymały, a z drugiej strony anglik, bardzo szybki i bardzo wytrzymały. W dodatku jesteś ich połączeniem więc jesteś ultra szybka i ultra wytrzymała...
- To dlaczego moje siostry takie nie są?
- Nie mam pojęcia...
W tym momencie na pastwisko weszła Tiffany i zaczęła mnie wołać. Ochoczo podeszłam do niej, a ona dała mi kostkę cukru. Uwielbiam ich smak. Zapięła uwiąz i wyprowadziła z pastwiska.
Ruszyliśmy na ujeżdżalnie, nie wiem dlaczego. Tam Tiff zdjęła mi kantar i poprosiła abym biegła do zmęczenia.
Bez długiego zastanawiania się po prostu ruszyłam i szybkim galopem zrobiłam około 30 kółek, w tedy powoli znów zaczęło mnie doganiać zmęczenie, więc przyśpieszyłam. Kolejne 10 kółek poszło gładko, i kolejne 10 też. W sumie zrobiłam około 93 kółka, ale maneż jest mały więc to chyba nic specjalnego. W końcu to Tiff przerwała mi bieganie i założyła na mnie derkę. Nigdy wcześniej niczego takiego na sobie nie miałam, ale to było takie przyjemne. Było mi w niej ciepło i tak inaczej.
- Widzisz Tiffany, ona jest inna..
- Tak, Frank miałeś rację. Przepraszam że ci nie uwierzyłam..
- Treningi trzeba zacząć od razu.
- Jest za młoda!
- Jest w dobrym wieku by przyzwyczaić ją do siodła i ogłowia.
- Nie. Nie pozwolę na to.
- A co jeśli nierozwijany talent zaniknie?
Tiff zamilkła. Szturchnęłam ją i spojrzałam łagodnym wzrokiem.
- Zgoda... Ale pierwsze dosiadanie za dwa miesiące. Do tej pory trening na sucho.
- W porządku.
- A tata?
- Tata inny niż wszyscy...
- Ile masz lat?
- 1 rok, a co?
- Ja mam 2,5...
- I...
- Nic, tak po prostu pytam. A jak rodzice mają na imię?
- Evolett i Arrow, ale mam jeszcze siostry, Emirę i Erwę. Ale one mnie nie lubią...
- Dlaczego tak sądzisz?
- Nic o nich nie wiem. Nie interesują się mną od urodzenia... Nikt tuta mnie nie lubi...
- Ja cię lubię...
- Tak? - Spojrzałam na niego z nadzieją w oczach
- Tak, jesteś sympatyczna i...
- I co?
Nie odpowiadał mi przez chwilę. I gdy już miał coś powiedzieć mama nam przerwała..
- Esme, kto to jest?
- Nowy w naszej stajni...
- Idź do... Do taty. Chyba cię wołał...
- Dobrze mamo.. - i choć wiedziałam że to nieprawdz to po prostu sobie poszłam.
Szukałam Hero bo mi się nudziło, ale chyba poszedł na trening, bo go nie było.
Przypomniałam sobie jeo słowa ,,Ciesz się życiem",,Biegaj". Coś mnie tknęło..
Z miejsca ruszyłam galopem i biegłam przed siebie aż płot mi się nie skończył i wtedy skręciłam. Wiatr w grzywie, coś cudownego!
Nim się obejrzałam mama zatarasowała mi trasę.
- Czyś ty zmysły postradała?!
- Dlaczego, o co ci chodzi?
- Chcesz zawału dostać, jak ty w ogóle się zachowujesz?
- Dlaczego zawału, jak się zachowuję?
- Zachowujesz się na pewno nie jak wysoko postawiony koń. Przebiegłaś 27 okrążeń wokół pastwiska i biegasz dalej! Przemęczysz się!
- Nie, prawie w ogóle się nie zmęczyłam!
- Nie podnoś na mnie głosu!
- To ty nie podnoś!!! - wrzasnęłam i pobiegłam dalej.
Biegając zauważyłam pana Franka. Trenera koni wyscigowych. Przyglądał mi się z zaciekawieniem. A ja biegłam i biegłam.. Minęło około pół godziny biegania, a on dalej na mnie patrzył. Gdy w końcu sobie poszedł poczułam się nieco swobodniej. Powoli zaczynałam się męczyć, gdy nagle zaczął doganiać mnie Hero. Nic dziwnego.. Był bardzo szybki. Trenował od urodzenia.
Przyspieszyłam i to ja biegłam przodem. Zrobiliśmy 4 kółka i Hero gwałtownie zaczął zwalniać zupełnie oblany potem. Zwolniłam i zawróciłam.
- Hero co sie dzieje?
- Nic, po prostu się zmęczyłem...
- Jak to? Na mnnie dopiero pojawiają się pierwsze krople potu...
- Ja.. Ja nie wiem.. Ty jesteś inna..
- Jak to?! Jak śmiesz tak do mnie mówić?!
- Nie w tym sensie.. Jesteś dużo ponad normą... Masz jakieś super moce...
- Co ty bredzisz?!
- Jesteś super szybka i super wytrzymała..
- Ale.... Dlaczego?
- Spójrz w geny.. z jednej strony koń Arabski, szybki i wytrzymały, a z drugiej strony anglik, bardzo szybki i bardzo wytrzymały. W dodatku jesteś ich połączeniem więc jesteś ultra szybka i ultra wytrzymała...
- To dlaczego moje siostry takie nie są?
- Nie mam pojęcia...
W tym momencie na pastwisko weszła Tiffany i zaczęła mnie wołać. Ochoczo podeszłam do niej, a ona dała mi kostkę cukru. Uwielbiam ich smak. Zapięła uwiąz i wyprowadziła z pastwiska.
Ruszyliśmy na ujeżdżalnie, nie wiem dlaczego. Tam Tiff zdjęła mi kantar i poprosiła abym biegła do zmęczenia.
Bez długiego zastanawiania się po prostu ruszyłam i szybkim galopem zrobiłam około 30 kółek, w tedy powoli znów zaczęło mnie doganiać zmęczenie, więc przyśpieszyłam. Kolejne 10 kółek poszło gładko, i kolejne 10 też. W sumie zrobiłam około 93 kółka, ale maneż jest mały więc to chyba nic specjalnego. W końcu to Tiff przerwała mi bieganie i założyła na mnie derkę. Nigdy wcześniej niczego takiego na sobie nie miałam, ale to było takie przyjemne. Było mi w niej ciepło i tak inaczej.
- Widzisz Tiffany, ona jest inna..
- Tak, Frank miałeś rację. Przepraszam że ci nie uwierzyłam..
- Treningi trzeba zacząć od razu.
- Jest za młoda!
- Jest w dobrym wieku by przyzwyczaić ją do siodła i ogłowia.
- Nie. Nie pozwolę na to.
- A co jeśli nierozwijany talent zaniknie?
Tiff zamilkła. Szturchnęłam ją i spojrzałam łagodnym wzrokiem.
- Zgoda... Ale pierwsze dosiadanie za dwa miesiące. Do tej pory trening na sucho.
- W porządku.
Od Arenta
- Nic się nie martw Arentku. Tu ci będzie dobrze. - Mówiła do mnie Yolandi.
Strasznie nie lubię podróżować, ale skoro to ma być mój najlepszy dom, którego już nigdy mam nie zmieniać, to dam się namówić.
Załadownie trwało kilka minut, a potem kilku godzinna jazda w przyczepie. Na szczęście co pół godziny robiliśmy przystanek, na którym wychodziłem rozprostować nogi i odetchnąć świeżym powietrzem.
Gdy dojechaliśmy na miejsce z daleka słyszałem rżenie koni, ale.. Nie w moim języku.. Wystraszyłem się, że nie uda mi się porozumieć z tutejszymi końmi.
- No chodź Arent, jesteśmy w domu.
Z entuzjazmem wyszedłem z przyczepy tyłem, uwielbiałem to robić. Rozejrzałem się. Trzy stajnie, ładna hala, gdzieś w oddali tor wyścigowy.. Ale toru przełajowego brak.. Na pastwisku było sporo koni, cała stadnina zapewne.. Ale nie, ktoś tam na parkurze skacze..
- Dzisiaj zostanie w stajni, nie chcemy go zbytnio stresować. - powiedziała azjatycka piękność
- W porządku Tiffany. - rzekła Yo.
A więc azjatka ma na imię Tiffany... To już progres. Ale skoro ona mówi w tym języku co ja, to dlaczego konie mówią inaczej?
Nie miałem wiele czasu na rozglądanie się, bo jakiś facet (zapewne stajenny) zaprowadził mnie do stajni. Taka jak lubię. W stylu angielskim. Wyjście z boksu od razu na świeże powietrze. Zimą mało poręczne bo zawiasy zamarzają, ale co tam. Cały dzień rozglądałem się na tyle, na ile mogłem. W pewnym momencie podszedł do płotu tuż obok mnie jakiś koń.
- Cześć, jestem Esmeralda. Córka pary Alfa.
- Miło mi cię poznać. Jestem Arent.
- Skąd jesteś? Nigdy nie widziała takiego kogoś, jak ty...
- Jestem z Islandii.
- A gdzie to?
- Daleko stąd.. Jest tam bardzo zimno.
- I nie zamarzłeś?
- Jak widać nie..
- A kto jest twoim właścicielem? Tiffany?
- Nie.. Yolandi Visser i jej mąż Watkin Jones.
- Dziwnie się nazywają.
- Nie ich wina, po za tym ja lubię te imiona.
- Mi to nie przyszkadza...
- A twoi rodzice? Kim są?
Strasznie nie lubię podróżować, ale skoro to ma być mój najlepszy dom, którego już nigdy mam nie zmieniać, to dam się namówić.
Załadownie trwało kilka minut, a potem kilku godzinna jazda w przyczepie. Na szczęście co pół godziny robiliśmy przystanek, na którym wychodziłem rozprostować nogi i odetchnąć świeżym powietrzem.
Gdy dojechaliśmy na miejsce z daleka słyszałem rżenie koni, ale.. Nie w moim języku.. Wystraszyłem się, że nie uda mi się porozumieć z tutejszymi końmi.
- No chodź Arent, jesteśmy w domu.
Z entuzjazmem wyszedłem z przyczepy tyłem, uwielbiałem to robić. Rozejrzałem się. Trzy stajnie, ładna hala, gdzieś w oddali tor wyścigowy.. Ale toru przełajowego brak.. Na pastwisku było sporo koni, cała stadnina zapewne.. Ale nie, ktoś tam na parkurze skacze..
- Dzisiaj zostanie w stajni, nie chcemy go zbytnio stresować. - powiedziała azjatycka piękność
- W porządku Tiffany. - rzekła Yo.
A więc azjatka ma na imię Tiffany... To już progres. Ale skoro ona mówi w tym języku co ja, to dlaczego konie mówią inaczej?
Nie miałem wiele czasu na rozglądanie się, bo jakiś facet (zapewne stajenny) zaprowadził mnie do stajni. Taka jak lubię. W stylu angielskim. Wyjście z boksu od razu na świeże powietrze. Zimą mało poręczne bo zawiasy zamarzają, ale co tam. Cały dzień rozglądałem się na tyle, na ile mogłem. W pewnym momencie podszedł do płotu tuż obok mnie jakiś koń.
- Cześć, jestem Esmeralda. Córka pary Alfa.
- Miło mi cię poznać. Jestem Arent.
- Skąd jesteś? Nigdy nie widziała takiego kogoś, jak ty...
- Jestem z Islandii.
- A gdzie to?
- Daleko stąd.. Jest tam bardzo zimno.
- I nie zamarzłeś?
- Jak widać nie..
- A kto jest twoim właścicielem? Tiffany?
- Nie.. Yolandi Visser i jej mąż Watkin Jones.
- Dziwnie się nazywają.
- Nie ich wina, po za tym ja lubię te imiona.
- Mi to nie przyszkadza...
- A twoi rodzice? Kim są?
Od Epson Oaks - C.D. Verdy
- Ne criez pas, s'il vous plaît. Tout le monde est différent. Je vous comprends et parle dans votre langue, mais vous ne nous comprends pas. Je suis le médiateur. Je sais une douzaine de langues, dont le français.
Verda stanęła jak wryta. Patrzyła na mnie ze zdziwieniem. Teraz to ja miałam wrażenie że jestem inna. Podeszła do mnie Evolett i zapytała:
- Co jej powiedziałaś? Bo ja słabo znam francuski i zrozumiałam pojedyncze słowa.
Tutaj zacytowałam:
- ,,Nie krzycz, proszę. Każdy jest inny. Ja ciebie rozumiem i mówię w twoim języku, ale ty nie rozumiesz nas. Ja jestem pośrednikiem. Znam kilkanaście języków w tym twój, francuski."
- A co ona tam wcześniej krzyczała?
- Że nie rozumie nas i czy ona jest jakaś inna.. - spojrzałam na Verdę a ona dalej stała nie zmieniając pozycji.
- Czy mogłabyś zaproponować jej naukę naszego języka i zostać jej nauczycielką?
- W porządku.. - Odwróciłam się do Verdy i zapytałam - Vous serez plus facilement en sachant notre langue. Voulez-vous apprendre?
Verda stanęła jak wryta. Patrzyła na mnie ze zdziwieniem. Teraz to ja miałam wrażenie że jestem inna. Podeszła do mnie Evolett i zapytała:
- Co jej powiedziałaś? Bo ja słabo znam francuski i zrozumiałam pojedyncze słowa.
Tutaj zacytowałam:
- ,,Nie krzycz, proszę. Każdy jest inny. Ja ciebie rozumiem i mówię w twoim języku, ale ty nie rozumiesz nas. Ja jestem pośrednikiem. Znam kilkanaście języków w tym twój, francuski."
- A co ona tam wcześniej krzyczała?
- Że nie rozumie nas i czy ona jest jakaś inna.. - spojrzałam na Verdę a ona dalej stała nie zmieniając pozycji.
- Czy mogłabyś zaproponować jej naukę naszego języka i zostać jej nauczycielką?
- W porządku.. - Odwróciłam się do Verdy i zapytałam - Vous serez plus facilement en sachant notre langue. Voulez-vous apprendre?
Od Verdy
Pasłam się pastwisku. Czekałam aż Ashley mnie weźmie na trening.
To jedyna rzecz, którą lubiłam w tej nowej stadninie.
Tutaj nic nie mam. Muszę korzystać z ekwipunku, którego używa się przy zajeżdżaniu.
Dawniej miałam wszystko.
Ale to nie straty materialne mnie najbardziej męczą.
Nie mam... Nikogo...
A czy w ogóle tego potrzebuje?
Konie patrzą się na mnie jak na kosmitkę.
Nie wiem dlaczego... Czasem zdaje mi się, ze to przez znak hodowli na udzie.
A może przez język, którym mówi do mnie właścicielka.
Szczeny by mi opadły, gdyby się okazało, że Tiffani też umie się nim posługiwać.
Tak właściwie to nie znam ich języka. Dla mnie to męka bo dawniej każdy koń ze mną rozmawiał. Właśnie tym językiem! I każdy miał znak na udzie...
Każdego znałam - Bellę, Romena, Martina, i wielu innych!
Nie rozumiem co mówią inne konie. Wiem, że mnie obgadują, bo gdy obok przechodzę coś szeptają.
Kiedyś nie wytrzymałam. Krzyknęłam na cały głos:
- Que voulez-vous de moi! Suis-je différent?
To jedyna rzecz, którą lubiłam w tej nowej stadninie.
Tutaj nic nie mam. Muszę korzystać z ekwipunku, którego używa się przy zajeżdżaniu.
Dawniej miałam wszystko.
Ale to nie straty materialne mnie najbardziej męczą.
Nie mam... Nikogo...
A czy w ogóle tego potrzebuje?
Konie patrzą się na mnie jak na kosmitkę.
Nie wiem dlaczego... Czasem zdaje mi się, ze to przez znak hodowli na udzie.
A może przez język, którym mówi do mnie właścicielka.
Szczeny by mi opadły, gdyby się okazało, że Tiffani też umie się nim posługiwać.
Tak właściwie to nie znam ich języka. Dla mnie to męka bo dawniej każdy koń ze mną rozmawiał. Właśnie tym językiem! I każdy miał znak na udzie...
Każdego znałam - Bellę, Romena, Martina, i wielu innych!
Nie rozumiem co mówią inne konie. Wiem, że mnie obgadują, bo gdy obok przechodzę coś szeptają.
Kiedyś nie wytrzymałam. Krzyknęłam na cały głos:
- Que voulez-vous de moi! Suis-je différent?
Od Hero - C.D. Esme
- Ty jesteś córką alfy?
- Taa
- Przyglądałem ci się na pastwisku. Zawsze jesteś taka... taka nieruchoma.
- Co może znaczyć "nieruchoma"?
- Ja zwykle... no nie wiem... Zawsze biegam! Cieszę się z życia!
- Ja też się cieszę z życia! - odpowiedziała oburzona.
- Ale nie tak jak koń! Cieszyć się z życia to nie żuć trawę i myśleć co by tu zrobić żeby ktoś się tobą zainteresował.
- Skąd wiesz, że o tym myślę...
- Mówisz czasami na głos....
- Wcale nie!
- Tak! Ale nie rozumiem... Ty masz rok! Jesteś źrebięciem wolnym od siodeł i wódz!
- No i co z tego?
- Ja gdy byłem taki młody nie przestawałem biegać! Cieszyłem się z zieleni trawy, z błękitu nieba!
- Daj mi spokój! - ta rozmowa najwidoczniej ją oburzyła.
Nie zwracałem na to uwagi i poszedłem na pastwisko.
Verda rozmawiała z Pacyfiką.
Podszedłem, ale za blisko i skubałem trawę.
- Wiesz co... Nie ma tu zbyt wiele ogierów. No wiesz wolnych. - powiedziała Pacyfika.
- Mnie to nie obchodzi. - odpowiedziała jej Verda
- Masz rację! Jeśli ktoś się zjawi to wtedy zobaczymy.
Chyba mnie zobaczyły bo sobie poszły.
- Taa
- Przyglądałem ci się na pastwisku. Zawsze jesteś taka... taka nieruchoma.
- Co może znaczyć "nieruchoma"?
- Ja zwykle... no nie wiem... Zawsze biegam! Cieszę się z życia!
- Ja też się cieszę z życia! - odpowiedziała oburzona.
- Ale nie tak jak koń! Cieszyć się z życia to nie żuć trawę i myśleć co by tu zrobić żeby ktoś się tobą zainteresował.
- Skąd wiesz, że o tym myślę...
- Mówisz czasami na głos....
- Wcale nie!
- Tak! Ale nie rozumiem... Ty masz rok! Jesteś źrebięciem wolnym od siodeł i wódz!
- No i co z tego?
- Ja gdy byłem taki młody nie przestawałem biegać! Cieszyłem się z zieleni trawy, z błękitu nieba!
- Daj mi spokój! - ta rozmowa najwidoczniej ją oburzyła.
Nie zwracałem na to uwagi i poszedłem na pastwisko.
Verda rozmawiała z Pacyfiką.
Podszedłem, ale za blisko i skubałem trawę.
- Wiesz co... Nie ma tu zbyt wiele ogierów. No wiesz wolnych. - powiedziała Pacyfika.
- Mnie to nie obchodzi. - odpowiedziała jej Verda
- Masz rację! Jeśli ktoś się zjawi to wtedy zobaczymy.
Chyba mnie zobaczyły bo sobie poszły.
18 października 2014
Od Esme ,,Ja nie chcę tak żyć!"
Pewnego ranka, bardzo słonecznego z resztą, było tak jak zawsze, wypuszczanie na pastwisko leniwe skubanie trawy.. Nuudaa.. A w tym wszystkim moja mama, Evolett, jako klacz Alfa musiała wszystkim zarządzać. W ogóle się ze mną nie bawiła. Moje siostry tak samo.. Nikt się mna nie interesował. Wszyscy traktowali mnie jak małego wyrzutka... Nie chcę tak żyć!
I w końcu moje życie się zmieniło. Co prawda konie dalej były mna mało zainteresowane, ale ludzie bardziej się zainteresowali. Chodzili tu i tam. Tiff podeszła do mnie i do mojego nowiusieńkiego kantara doczepiła uwiąz. Stwierdziłam że będzie tak jak zawsze, dwie rundki po placu i koniec, ale tym razem przez plac przeszłam tylko raz, a potem, do stajni. Ale nie do tej co zawsze, tylko do tej innej... Mieszkało tam kilka koni, ale nikt po za nimi. Wprowadziła mnie do boksu i w tym momencie wpadłam w panikę, zaczęłam się szarpać i wyrywać, ale Tiff nie dawała za wygraną, była ode mnie silniejsza. W końcu weszłam do boksu i Tiff odpięła uwiąz, po czym po prostu wyszła. Zostawiając mnie samotną. Kopałam w drzwi, stawałam dęba, ale nikt się mną nie zainteresował.
Pod wieczór przyszły konie. Na szczęście w stajni nie byłam sama, aczkolwiek fakt odseparowania od mamy był straszny! W nocy okropnie mi było zimno, nikt mnie nie ogrzewał... Moi stajenni sąsiedzi całą noc gadali, śpiewali i się śmiali, nie dało się spać.
Wraz z wydarzeniami tej nocy nadeszło znużenie, zmęczenie.. I choć mnie wypuścili na pastwisko to w ogóle nic nie jadłam.
Nagle podszedł do mnie jakiś koń (wow!) i zaczepił.
- Cześć.
- Cześć. - odpowiedziałam prawie tak jak zwłoki
- Co się stało? Nie wyglądasz najlepiej...
- Nic takiego... To tylko niewyspanie... - spojrzałam na konia. Był to jeden z tych nowych..
- Jestem Hero, a ty?
- Esme..
I w końcu moje życie się zmieniło. Co prawda konie dalej były mna mało zainteresowane, ale ludzie bardziej się zainteresowali. Chodzili tu i tam. Tiff podeszła do mnie i do mojego nowiusieńkiego kantara doczepiła uwiąz. Stwierdziłam że będzie tak jak zawsze, dwie rundki po placu i koniec, ale tym razem przez plac przeszłam tylko raz, a potem, do stajni. Ale nie do tej co zawsze, tylko do tej innej... Mieszkało tam kilka koni, ale nikt po za nimi. Wprowadziła mnie do boksu i w tym momencie wpadłam w panikę, zaczęłam się szarpać i wyrywać, ale Tiff nie dawała za wygraną, była ode mnie silniejsza. W końcu weszłam do boksu i Tiff odpięła uwiąz, po czym po prostu wyszła. Zostawiając mnie samotną. Kopałam w drzwi, stawałam dęba, ale nikt się mną nie zainteresował.
Pod wieczór przyszły konie. Na szczęście w stajni nie byłam sama, aczkolwiek fakt odseparowania od mamy był straszny! W nocy okropnie mi było zimno, nikt mnie nie ogrzewał... Moi stajenni sąsiedzi całą noc gadali, śpiewali i się śmiali, nie dało się spać.
Wraz z wydarzeniami tej nocy nadeszło znużenie, zmęczenie.. I choć mnie wypuścili na pastwisko to w ogóle nic nie jadłam.
Nagle podszedł do mnie jakiś koń (wow!) i zaczepił.
- Cześć.
- Cześć. - odpowiedziałam prawie tak jak zwłoki
- Co się stało? Nie wyglądasz najlepiej...
- Nic takiego... To tylko niewyspanie... - spojrzałam na konia. Był to jeden z tych nowych..
- Jestem Hero, a ty?
- Esme..
17 października 2014
Konkurs
Właśnie stworzyłam nowy konkurs. Możecie poznać szczegóły w zakładce Quizy/Konkursy/Questy. Zapraszam!
16 października 2014
Od Nexus
Był wczesny październikowy poranek. Dopiero wstałam. podeszłam do żłobu w
poszukiwaniu resztek kolacji. Przeklęłam w myślach moje obżarstwo. Po
kilku minutach do stajni weszli stajenni. wszystkie konie prychnęły na
powitanie, nawet ja. Po śniadaniu z paszy wyprowadzono nas na pastwisko.
Padał deszcz, jednak nie zrażeni wyszliśmy na pastwisko. wszyscy
zdążyli pójść do swoich ulubionych zakątków pastwiska, gdy na plac
stadniny wjechała stara, trochę zardzewiała ciężarówka. Większość wpadła
w przerażenie. ja tak trochę. Z stajni w której się uradziłam było to
na porządku dziennym. podeszłam bliżej płotu by lepiej się przyjrzeć.
zauważyłam jak Evolett wychodzi z pastwiska prowadzona przez Tiffany.
Patrzyłam na nią. Wyglądała na przerażoną. przestało mnie to
interesować. Poszłam w głąb pastwiska paść się dalej. Później
dowiedziałam że dołączy do nas kilka nowych koni.
Reszta dnia zleciała jak zawszę w niedziele. Siedzeniem na łące.
Reszta dnia zleciała jak zawszę w niedziele. Siedzeniem na łące.
14 października 2014
Od Evolett ,,Duży transport"
Niezbyt ładnego, deszczowego poranka, gdy już byliśmy na pastwisku, na placu stadniny zaczął się ogromny ruch. I chodź była to niedziela, dzień odpoczynku od lekcji z amatorami i innymi osobami z zewnątrz, to było wiele obcych twarzy. Było około 25 osób, obsługa naszej stajni, weterynarz i obcy ludzie. Otworzyli bramę i stajnię i czekali. Po chwili wjechała wielka ciężarówka do przewozu zwierząt. Niezbyt zadbana, zardzewiała tu i ówdzie. Nastał gwar. Większość koni spanikowała i zaczęła biegać. Biedny Arrow, sam ich musiał uspokajać, mnie bowiem Tiffany wyprowadziła z pastwiska i postawiła przed ciężarówką. Przeszył mnie dreszcz, a co jeśli ona chce mnie tam zapakować?
Zaczęłam wyrywać się i szarpać, Tiff uspokajała mnie nadaremnie. Tir przestał rzęchoczeć i nieco się uspokoiłam ale dalej byłam przerażona. Z kabiny kierowcy wysiadł jakiś brudny facet w podartych ubraniach. Podszedł do tyłu naczepy i wcisnął jakiś guzik. Metalowa blacha zaczęła opadać prosto na mnie. tak gwałtownie spłoszona szarpnęłam i Tiffany nie zdołała mnie utrzymać, puściła uwiąz i pobiegłam do stajni. Po drodze uwiąz plątał mi się między nogami czego skutkiem było związanie mi nóg. Z wielkim trudem po kilku sekundach podeszłam do drzwi stajni i wyjrzałam na zewnątrz. Tiffany widząc tylko moje oczy wystające ze stajni wybuchła śmiechem. Jednak to nie ona zwróciła moją uwagę, ale blacha, która opadła już na ziemię i dokładnie było widać wnętrze przyczepy. To co zobaczyłam było dziwne.. W środku panowała spora ciemność i właściwie nic nie było widać. Stajenny i kilka obcych osób weszło do przyczepy i zaczęło rozmawiać. Niestety byłam na tyle daleko że nie dosłyszałam co mówią. W tym czasie Tiffany cały czas śmiejąc się rozplątywała moje nogi. Po chwili, gdy znów stałam obok ciężarówki wyszedł koń. Z początku tylko ciemny kształt wyłaniający się z ciężarówki. Po wyjści wyraźnie zobaczyłam nie za dużą, bułaną klaczkę. Stajenny podprowadził ją do mnie. Spojrzałą na mnie, tak jakoś znajomo wyglądała. Do klaczki podeszła dziewczyna. Spojrzała na mnie i głaszcząc konia powiedziała:
- Jestem Jovanka, to jest mój koń Bella, mam nadzieję że ją polubisz Evolett.
Potem odeszła. Podobnie było z jeszcze czterema końmi. Hero, Verda, Dragon i Pacifica.
Tiff poszeptała mi chwilę na ucho po czym wypuściła na pastwisko. Zwołałam nagłe zebranie stada i ogłosiłam:
- Od dzisiaj na czas nieokreślony, Erwa, Emira, Kaen i Zico zostają przeniesieni do stajni dla młodych koni, by towarzyszyć nowemu koniowi, który nie zmieścił się w stajni dla dorosłych. Decyzja została wydana przez Tiffany.
Odeszłam i przez resztę dnia myśłałam o tych nowych koniach.
Zaczęłam wyrywać się i szarpać, Tiff uspokajała mnie nadaremnie. Tir przestał rzęchoczeć i nieco się uspokoiłam ale dalej byłam przerażona. Z kabiny kierowcy wysiadł jakiś brudny facet w podartych ubraniach. Podszedł do tyłu naczepy i wcisnął jakiś guzik. Metalowa blacha zaczęła opadać prosto na mnie. tak gwałtownie spłoszona szarpnęłam i Tiffany nie zdołała mnie utrzymać, puściła uwiąz i pobiegłam do stajni. Po drodze uwiąz plątał mi się między nogami czego skutkiem było związanie mi nóg. Z wielkim trudem po kilku sekundach podeszłam do drzwi stajni i wyjrzałam na zewnątrz. Tiffany widząc tylko moje oczy wystające ze stajni wybuchła śmiechem. Jednak to nie ona zwróciła moją uwagę, ale blacha, która opadła już na ziemię i dokładnie było widać wnętrze przyczepy. To co zobaczyłam było dziwne.. W środku panowała spora ciemność i właściwie nic nie było widać. Stajenny i kilka obcych osób weszło do przyczepy i zaczęło rozmawiać. Niestety byłam na tyle daleko że nie dosłyszałam co mówią. W tym czasie Tiffany cały czas śmiejąc się rozplątywała moje nogi. Po chwili, gdy znów stałam obok ciężarówki wyszedł koń. Z początku tylko ciemny kształt wyłaniający się z ciężarówki. Po wyjści wyraźnie zobaczyłam nie za dużą, bułaną klaczkę. Stajenny podprowadził ją do mnie. Spojrzałą na mnie, tak jakoś znajomo wyglądała. Do klaczki podeszła dziewczyna. Spojrzała na mnie i głaszcząc konia powiedziała:
- Jestem Jovanka, to jest mój koń Bella, mam nadzieję że ją polubisz Evolett.
Potem odeszła. Podobnie było z jeszcze czterema końmi. Hero, Verda, Dragon i Pacifica.
Tiff poszeptała mi chwilę na ucho po czym wypuściła na pastwisko. Zwołałam nagłe zebranie stada i ogłosiłam:
- Od dzisiaj na czas nieokreślony, Erwa, Emira, Kaen i Zico zostają przeniesieni do stajni dla młodych koni, by towarzyszyć nowemu koniowi, który nie zmieścił się w stajni dla dorosłych. Decyzja została wydana przez Tiffany.
Odeszłam i przez resztę dnia myśłałam o tych nowych koniach.
Nowe konie i krótkie info!
W naszej stadninie zawitało kilka nowych koni! Nie dodam tym razem zdjęcia każdego z nich tak jak to robię zawsze bo byłoby tego za dużo a mnie goni czas. Zdjęcia można obejrzeć w zakładce ,,Konie".
Te konie to: Hero, Pacifica, Bella, Dragon, Verda. Konie które nie zostały dodane a zgłoszenie zostało wysłane z jakiegoś powodu zostały odrzucone. W tej sprawie zapraszam do mnie na priv (Howrse - Nela112)
Te konie to: Hero, Pacifica, Bella, Dragon, Verda. Konie które nie zostały dodane a zgłoszenie zostało wysłane z jakiegoś powodu zostały odrzucone. W tej sprawie zapraszam do mnie na priv (Howrse - Nela112)
Subskrybuj:
Posty (Atom)