Od czasu wielkich wydarzeń ciągle trenuję. Na pastwisku bywam rzadko, około 2-wóch godzin dziennie i nie mam czasu by biegać bo jestem głodna. Treningi zajmują mi praktycznie cały dzień mierzą mi czas, sprawdzają wytrzymałość.. Po pierwszym dniu byłam podekscytowana, ale potem zaczęłam się wykańczać. Byłam wiecznie zmęczona, a moje zamiłowanie do biegania zaczęło wygasać. Potrzebowałam odpoczynku...
W tym wszystkim starałam się utrzymywać dobre kontakty z Arentem. Poświęcałam na to wieczory i poranki, czasami nawet całe noce.
Tiffany widząc co się dzieje zupełnie odseparowała mnie od innych koni. Zbudowali mi spory boks na środku hali. Rzadko korzystają z niej o tej porze roku. Dopóki mogą to łapią ostatnie promienie słońca, a nie światło z lamp na hali. Przez to wszystko iskry będące między mną, a Arentem zaczęły wygasać. Tak bardzo za nim tęskniłam, ale nie miałam jak to zmienić. W ciągu najbliższyh dni moje wyniki zaczęły się pogarszać. Tiffany nakazała Frankowi by przystopował i treningi były o 1/4 krótsze. Poskutkowało. Teraz na pastwisku spędzałam aż 4 godziny co dawało mi chwile na kontakty z Arentem. I znów zaczynało iskrzyć. I choć fizycznie byłam za młoda na miłość to psychicznie byłam już w pełni dojrzała i gotowa na stały związek.
Czasami wymykaliśmy się z pastwiska i szliśmy do lasu, nad jezioro. Często przez to spóźniałam się na treningi, ale Frank mi to wybaczał, bo znów poprawiałam swoje wyniki.
Zaczęłam być szczęśliwa.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz