I w końcu moje życie się zmieniło. Co prawda konie dalej były mna mało zainteresowane, ale ludzie bardziej się zainteresowali. Chodzili tu i tam. Tiff podeszła do mnie i do mojego nowiusieńkiego kantara doczepiła uwiąz. Stwierdziłam że będzie tak jak zawsze, dwie rundki po placu i koniec, ale tym razem przez plac przeszłam tylko raz, a potem, do stajni. Ale nie do tej co zawsze, tylko do tej innej... Mieszkało tam kilka koni, ale nikt po za nimi. Wprowadziła mnie do boksu i w tym momencie wpadłam w panikę, zaczęłam się szarpać i wyrywać, ale Tiff nie dawała za wygraną, była ode mnie silniejsza. W końcu weszłam do boksu i Tiff odpięła uwiąz, po czym po prostu wyszła. Zostawiając mnie samotną. Kopałam w drzwi, stawałam dęba, ale nikt się mną nie zainteresował.
Pod wieczór przyszły konie. Na szczęście w stajni nie byłam sama, aczkolwiek fakt odseparowania od mamy był straszny! W nocy okropnie mi było zimno, nikt mnie nie ogrzewał... Moi stajenni sąsiedzi całą noc gadali, śpiewali i się śmiali, nie dało się spać.
Wraz z wydarzeniami tej nocy nadeszło znużenie, zmęczenie.. I choć mnie wypuścili na pastwisko to w ogóle nic nie jadłam.
Nagle podszedł do mnie jakiś koń (wow!) i zaczepił.
- Cześć.
- Cześć. - odpowiedziałam prawie tak jak zwłoki
- Co się stało? Nie wyglądasz najlepiej...
- Nic takiego... To tylko niewyspanie... - spojrzałam na konia. Był to jeden z tych nowych..
- Jestem Hero, a ty?
- Esme..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz