To jedyna rzecz, którą lubiłam w tej nowej stadninie.
Tutaj nic nie mam. Muszę korzystać z ekwipunku, którego używa się przy zajeżdżaniu.
Dawniej miałam wszystko.
Ale to nie straty materialne mnie najbardziej męczą.
Nie mam... Nikogo...
A czy w ogóle tego potrzebuje?
Konie patrzą się na mnie jak na kosmitkę.
Nie wiem dlaczego... Czasem zdaje mi się, ze to przez znak hodowli na udzie.
A może przez język, którym mówi do mnie właścicielka.
Szczeny by mi opadły, gdyby się okazało, że Tiffani też umie się nim posługiwać.
Tak właściwie to nie znam ich języka. Dla mnie to męka bo dawniej każdy koń ze mną rozmawiał. Właśnie tym językiem! I każdy miał znak na udzie...
Każdego znałam - Bellę, Romena, Martina, i wielu innych!
Nie rozumiem co mówią inne konie. Wiem, że mnie obgadują, bo gdy obok przechodzę coś szeptają.
Kiedyś nie wytrzymałam. Krzyknęłam na cały głos:
- Que voulez-vous de moi! Suis-je différent?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz