7 sierpnia 2013

Od Erwa

Od jakiegoś czasu zaczyna się dziać wiele dziwnych rzeczy.. Jedne są dobre, jak ta że ciocia Mossy wróciła, a inne złe jak to że dziadek Primanuss zniknął. Z każdym dniem martwię się żeby mi się nic nie stało...
- Erwuś!
- Tak mamo?
- Zaraz masz trening!
- Faktycznie! Przepraszam...
Poleciałam galopem w stronę bramy i czekałam tylko chwilkę i przyszedł pan Mark. Trener skokowy. Zaprowadził mnie do boksu i zamknął w nim po czym wyszedł ze stajni. Przyprowadził jeszcze tatę i mamę. Ich też odstawił do boksów i znów wyszedł. Po kilkunastu minutach przyszły trzy dziewczynki. Dotąd jeździł na mnie tylko pan Mark i Tiffany. Dziewczynki weszły do boksów. Każda do innego konia. Ładna, drobna brunetka weszła do mojego. Z początku byłam bardzo niespokojna. Dziewczyna mogła mieć około 13 lat.
- Cześć malutka, jestem Lusie. Z tego co wiem, masz na imię Erwa. Ślicznotka z ciebie.
Zarżałam przyjaźnie i wtuliłam nos w jej mięciutkie włosy.
- Dobrze, dobrze.. Masz marchewkę.
Dała mi najlepszą marchewkę, jaką kiedykolwiek jadłam! Po chwili odwróciła się, i dopiero zauważyłam że na drzwiach boksu wisi moje siodło i ogłowie oraz czaprak. Lusie powoli i cierpliwie nałożyła mi siodło. Dokładnie podpięła popręg i sięgnęła po ogłowie. Założyła mi kantar na szyję, żebym nie uciekała, ale ja nawet nie chciałam od niej uciekać. Gdy w pełni byłam osiodłana, wyprowadziła mnie z boksu, założyła toczek, wzięła w rękę palcat, co trochę mnie przestraszyło i wsiadła na mnie. Po chwili Mark dostrzegł palcat i podszedł do nas.
- Lusie, ona jeszcze nie jeździła z palcatem, lepiej go wezmę.
- Dobrze.
Lusie ostrożnie i powoli podała Markowi palcat i wjechała na maneż. Stępowałam chwilę i gdy cała nasza trójka (ja, mama i tata) byliśmy na maneżu Mark zaczął wydawać polecenia.
- Kłus!
Lusie delikatnie dotknęła mnie w bok i tym razem dokładnie wiedziałam o co chodzi. Posłusznie ruszyłam wolnym kłusem. Czułam że dziewczyna na moim grzbiecie uśmiech się. Po kilku minutach kłusa Mark znów wydał polecenie.
- Stęp!
Poczułam delikatne ciągnięcie na wodzy i zwolniłam.
- Dobrze, Lusie i Marta do środka, Kira pojedziesz galopem.
Kira jechała na tacie, a Marta na mamie.
- Galop!
Tata ruszył spokojnym galopem, Kira zebrała go i szedł bardzo dostojnie. Po kilku okrążeniach Mark nakazał wjechać jej do środka, a wyjechać Lusie. Powoli skręciła w stronę wydeptanej ścieżki. Gdy już się na niej znalazłam Mark krzyknął:
- Galop!
Lusie dała mi mocną łydkę i ruszyłam nieco spłoszona. Po chwili próbowała mnie zebrać, ale nie do końca łapałam co mam zrobić i odpuściła. Galopowałam znacznie dłużej niż tata i byłam bardzo zmęczona. Gdy tylko Mark nakazał znów wjechać do środka zatrzymałam się gwałtownie i Lusie wyleciała z siodła i siedziała na mojej szyi. Przestraszyłam się tego i na resztkach sił stanęłam dęba i Lusie spadła. Zmartwiona odwróciłam się i trąciłam ją delikatnie nosem. Dziewczyna zeszła z mamy i podbiegła do koleżanki, ale Mark nakazał jej chwycić mnie bym nie uciekała. Było mi wstyd za to co zrobiłam. Marta prowadziła mnie i mamę po całym maneżu. Usłyszałam jak Mark mówił że chyba złamała rękę. Później Lusie zeszła z maneżu i poszła się przebrać, Mark wziął moje wodze w dłoń, a Marta miała znów dosiąść mamę i razem z Kirą miały stępować. Mnie zabrał do stajni i rozśodłał. Dostałam trochę owsa i poszedł znów na maneż. Byłam bardzo przygnębiona tym co zrobiłam i do końca dnia nie wyszłam na pastwisko. Nie chciałam już nic nikomu mówić..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz