8 sierpnia 2013

Od Hidalgo

Mój oddany przyjaciel Frank dał mnie do stajni Champion Horse... Tak, przyjaciel. Ja nie mam właściciela, jeżdżą... Tak naprawdę ja nawet nie zostałem ujeżdżony. Przechadzałem się po pastwisku. Konie patrzyły się na mnie z pogardą <mustang w stajni dla Championów?> a niektóre z złością, ale niektóre mnie ignorują. Podeszła do mnie pewna klacz, w obecności jakiś innych koni
-Ty jesteś tym nowym? - Zapytała klacz na przodzie.
-Tak. Mam na imię Hidalgo 
-Evolett - Przedstawiła się - W czym się specjalizujesz?
-W wyścigach długodystansowych i w westernie
-Wyścigach?
-Już się nie ścigam - Szybko się poprawiłem. Kilka koni zaczęło się "śmiać"
-Bo się boisz? - Odezwał się jeden koń
-Nie! - Zirytowałem się
-Mały mustang się boi? - Dołączył drugi koń do żartów
-Jak chcecie mogę się ścigać 
-Przestańcie! - Zdenerwowała się Evolett. Jednak szydzący ze mnie arab przyjął wyzwanie. Po spojrzeniach innych koni zrozumiałem że ten koń musi być jednym z najszybszych koni
-Długi dystans, całe pastwisko przy stajni, i dwa dalej, biegniemy naokoło. Spotykamy się tutaj, jasne? - Arab zaproponował trasę. Kiwnąłem głową
-3...2...1....START - Zawołała Evolett. Arab wystartował pełną parą, ja zostałem w tyle. Biegłem szybkim galopem, podczas gdy arab cwałem. Jednak w połowie trasy się bardzo zmęczył i musiał porządnie zwolnić, podczas gdy ja miałem jeszcze dużo siły. Dogoniłem go
-Do zobaczenia na mecie 
-Chyba śnisz! - Oburzył się i przyśpieszył. Byłem za nim. Już blisko mety. Jakbym usłyszał głos Franka ''Niech się zmęczy''... Na tą komendę, strzeliłem do przodu jak z procy. Z łatwością go wyprzedziłem i z przewagą piętnastu długości wygrałem. Wszystkie konie patrzyły się na mnie zdziwione.

< Ktoś dokończy? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz